Miłosny układ – Rozdział 15 – Spotkanie rodzinne
przez Zibi the BeadrdedSo-you była podenerwowana, kiedy podjechali pod główne wejście rezydencji rodziny Hwang. Nerwowo poprawiała włosy, ukradkiem zerkając na Tae-hyuna, który właśnie wyłączył silnik. Całkiem przystojny, gdyby był normalnym facetem… – zawahała się, czując, jak jej myśli zaczynają błądzić w niewłaściwym kierunku. Kobieto, przestań myśleć o głupotach. To musi się dzisiaj skończyć. Skarciła się w myślach, próbując się uspokoić.
Tae-hyun uśmiechnął się lekko, jakby podświadomie wyczuwał, co dzieje się w jej głowie, ale nie dając nic po sobie poznać.
– Spokojnie, to tylko kameralny, rodzinny obiad. Będę cię wspierał – powiedział, po czym otworzył drzwi i wysiadł z samochodu.
So-you czuła się dziwnie w swojej roli. Fakt, że miała na sobie sukienkę, buty i biżuterię dostarczone jej rano przez asystenta przewodniczącej – wraz z wiadomością, że życzy sobie, by wystąpiła w niej na dzisiejszym obiedzie – tylko pogarszał jej samopoczucie.
To wszystko wygląda zbyt… luksusowo. Nawet nie czuję się sobą – westchnęła, podając rękę Tae-hyunowi, który właśnie otworzył drzwi i pomagał jej wysiąść. Przecież nie mogłam odmówić, prawda? Obraziłabym ją… Ale… co ja tu robię w sukience, która kosztuje więcej niż roczny dochód naszego lokalu w Gurye?
– Jak wyglądam? – Nie oczekiwała żadnej głębszej odpowiedzi, ale i tak nie mogła powstrzymać się od zadania tego pytania, szukając choć odrobiny otuchy w jego słowach.
– Ślicznie – odparł bez wahania. – Jesteś piękną kobietą, So-you.
– Nie o to pytam – odparła, czując, jak niepokój w niej narasta.
– Wszystko w porządku – powiedział, uśmiechając się lekko. – Wiesz, że to nie sukienka zdobi człowieka. Choć ta akurat jest wyjątkowa. To projekt Haidera Ackermanna, jedna z dwóch, które trafiły do Korei. Drugą nosi, o ile dobrze pamiętam, córka naszego aktualnego premiera.
So-you zadrżała, czując, jak fala gorąca oblała jej kark i policzki.
– Nie pomagasz!
– Nie myśl o tym. To tylko ubranie.
– Nie mogę… – wyszeptała, jeszcze bardziej zestresowana. – W życiu nie zarobiłabym tyle, odkąd zaczęłam pracować. Dla ciebie to pewnie normalne – nosić takie drogie ciuchy, jak na przykład ten garnitur.
– Mój garnitur? – Zrobił krótką pauzę. – Zgaduję, że cena to jakieś… dziesięć procent wartości twojej sukienki.
So-you zrobiła wielkie oczy.
– I z takim biedakiem mam iść na obiad? – zapytała, przewracając oczami w żartobliwy sposób, by ukryć własne zdenerwowanie.
Tae-hyun zaśmiał się cicho, a ona sama poczuła, jak napięcie w jej ciele na chwilę ustępuje. Ich drobne żarty pozwalały jej na moment zapomnieć o tym, co czekało ich za drzwiami rezydencji. Jednak świadomość, że to tylko tymczasowa ulga, szybko wróciła.
Powaga sytuacji zaczęła do niej docierać na nowo, gdy zatrzymali się tuż przed wejściem.
Jej uśmiech zbladł. Za chwilę miała przekroczyć próg domu, gdzie czekała ją trudna konfrontacja. Dam radę – przekonywała się w duchu, ale widok rezydencji tylko potęgował jej niepokój. Idąc powoli w stronę budynku, dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak wielka jest posiadłość rodziny Hwang. Rezydencja przypominał elegancką willę, łącząc nowoczesność z elementami koreańskiej tradycji. Jasne, drewniane panele z zewnątrz, nawiązujące do klasycznych hanoków, jego symetryczna, elegancka fasada, duże okna i wyrazisty biały kolor wyróżniały się na tle zieleni otaczającego ogrodu.
Długi, brukowany podjazd prowadził do głównego wejścia, ozdobionego tradycyjnymi lampionami cheongsachorong, które delikatnie oświetlały drogę. Wokół rezydencji rozciągał się starannie zaplanowany ogród w stylu koreańskim – kamienne ścieżki, miniaturowe sosny i ułożone z precyzją skały emanowały spokojem, który kontrastował z jej wewnętrznym niepokojem.
Nad drzwiami wejściowymi widniała elegancka, bogato zdobiona tablica z wyrytymi chińskimi znakami 美慶亭.
– Mi-kung-jang? – przeczytała niepewnie So-you, wpatrując się w napis.
– Mi-kyungjeong – poprawił ją Tae-hyun. – To nazwa nadana na cześć mojej matki. Kiedy ojciec się z nią ożenił, dziadek podarował im tę rezydencję w prezencie ślubnym, a ojciec zmienił jej nazwę na Mi-kyungjeong. To gra słowna – cała nazwa oznacza „Pawilon Piękna i Radości”, ale Mi-kyung to jednocześnie imię mojej matki.
Wraz z każdym słowem jego głos stawał się coraz bardziej łamliwy, jakby każde kolejne zdanie kosztowało go coraz więcej wysiłku.
– Co się stało? Zrobiłam coś nie tak? – zapytała ostrożnie.
– Nie, to nie twoja wina – odpowiedział cicho. – Po prostu… kiedy zacząłem opowiadać ci o tej tabliczce, wróciły wspomnienia o moich tragicznie zmarłych ojcu i dziadku.
So-you spojrzała na niego z troską, zauważając, jak jego spojrzenie uciekło gdzieś w dal.
– Przepraszam, nie wiedziałam. – Uniosła dłoń, jakby chciała go dotknąć, ale zawahała się w ostatniej chwili.
– Chcesz o tym porozmawiać?
Tae-hyun wziął głęboki oddech.
– To było dzień przed moimi czwartymi urodzinami – zaczął cicho. – Obudziłem się wcześnie rano, na dworze szalała burza. Wyszedłem z pokoju i zobaczyłem ojca, który wraz z dziadkiem szykował się do jednej z ich rutynowych podróży służbowych. Lecieli firmowym helikopterem do Busan. Wszystko miało być jak zwykle, ale… – przerwał na chwilę, starając się zebrać myśli.
– Spokojnie, jeśli to dla ciebie zbyt bolesne… – wyszeptała, delikatnie ściskając mu dłoń.
– Nie, w porządku. – Zrobił krótką pauzę.
– Wiesz, oni nigdy nie wrócili – powiedział w końcu. – Wieczorem dostaliśmy telefon. Helikopter rozbił się. Nikt nie przeżył.
So-you poczuła, jak serce ściska jej się w piersi. Nie zastanawiając się, objęła go ramionami, chcąc choć odrobinę złagodzić jego ból.
– Wiem, że to boli… ale nie musisz przez to przechodzić sam – powiedziała cicho.
– Oprócz ojca i dziadka zginął pilot oraz asystentka mojej matki. Była jej najlepszą przyjaciółką, leciała z nimi, żeby przy okazji odwiedzić rodziców w Busan. Po tym wypadku matka… zamknęła się w sobie. Bała się, że jeśli kogoś do siebie dopuści, to znowu go straci. – Tae-hyun spuścił wzrok, jakby ciężar wspomnień był dla niego zbyt przytłaczający.
To musiało być straszne dla przewodniczącej – pomyślała, wyobrażając sobie, jak samotna musiała się czuć przez te wszystkie lata.
– Z racji pozycji osób, które zginęły, przeprowadzono drobiazgowe śledztwo – kontynuował. – Stwierdzono brak zawleczki przy cięgle sterowania śmigła tylnego. To było podejrzane, jakby ktoś celowo ją usunął, ale… nie znaleziono żadnych dowodów. Żadnych poszlak. Ostatecznie całą winę zrzucono na pilota, twierdząc, że nie dopełnił obowiązku sprawdzenia maszyny przed startem.
So-you zmarszczyła brwi.
– To bardzo dziwne… – odparła, starając się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie. – Brzmi jak sabotaż. Nikt nigdy nie próbował tego ponownie zbadać?
Tae-hyun westchnął.
– Brak świadków, brak dowodów.
– A wy? Nie próbowaliście tego jakoś wyjaśnić na własną rękę?
– Matka nie miała na to siły… A ja? – zaśmiał się gorzko. – Miałem zaledwie cztery lata. A teraz, po tylu latach… nie wiem, czy to ma jeszcze sens.
– A rodzina pilota?
– Nie mieli na to środków.
– Jak to?
– W efekcie takiego zakończenia sprawy nie dostali żadnego odszkodowania ani wsparcia.
Przez chwilę panowała cisza. Tae-hyun westchnął, ciężko próbując się opanować.
– Ale nie ma sensu grzebać w przeszłości. Musimy skupić się na teraźniejszości – powiedział w końcu, otwierając drzwi.
W holu, do którego weszli, czekał już na nich asystent przewodniczącej.
– Dzień dobry, państwu – ukłonił się z szacunkiem. – Zapraszam do środka, wszyscy już na państwa czekają.
So-you poczuła, jak jej żołądek zaciska się w bolesnym skurczu. Stres, który wcześniej starała się kontrolować, teraz powrócił ze zdwojoną siłą. Przekroczenie progu tej rezydencji wydawało się nagle czymś ostatecznym, nieodwracalnym.
Co ja tu robię? – pomyślała, rozglądając się niespokojnie. Przecież ja tu kompletnie nie pasuję.
Każdy element tego domu – od masywnych, rzeźbionych drzwi po eleganckie schody wijące się w dal – sprawiał, że czuła się coraz mniejsza.
– Załatwmy to szybko – poprosiła, nerwowo poprawiając włosy i ściskając dłoń Tae-hyuna.
– Spokojnie – odpowiedział pewnym głosem. – Mam wszystko pod kontrolą. Jak tylko wejdziemy, od razu… – urwał, gdy tylko przekroczyli próg głównego salonu.
So-you spodziewała się kameralnego spotkania z najbliższą rodziną, ale to, co zobaczyła, całkowicie ją zaskoczyło.
Przestrzeń ogromnego pomieszczenia wypełniał tłum ludzi.
Salon, który bardziej przypominał połączenie sali balowej i wystawnego foyer, błyszczał złotymi zdobieniami i wysokimi, eleganckimi lustrami rozciągającymi się od podłogi do sufitu. Ciepłe światło licznych kryształowych żyrandoli odbijało się od marmurowej posadzki, tworząc migoczące refleksy, które tańczyły na gładkiej powierzchni podłogi.
W samym centrum sali, na parkiecie, zgromadziło się wielu gości – ludzie w eleganckich strojach, z kieliszkami szampana w dłoniach, uśmiechnięci, prowadzący rozmowy w podniosłym tonie. Co jakiś czas słychać było delikatny brzęk naczyń i przytłumione dźwięki cichej muzyki w tle.
Pod jedną ze ścian oraz wzdłuż okien ustawiono długie, eleganckie stoły pokryte śnieżnobiałymi obrusami. Goście delektowali się wyszukanymi daniami – przystawkami z owoców morza, różnymi rodzajami sushi oraz tradycyjnymi koreańskimi potrawami, takimi jak bulgogi i kalbi, serwowanymi na porcelanowych talerzach. Kelnerzy w białych rękawiczkach z gracją przemieszczali się między stolikami, dolewając wina i dbając o perfekcyjną obsługę.
Na przeciwległym końcu sali, tuż za imponującym barkiem, gdzie sommelierzy serwowali najlepsze roczniki win, znajdowała się scena, na której harfistka, pianista i kontrabasista grali delikatne, subtelne melodie, dodające całemu wydarzeniu jeszcze większej elegancji.
So-you poczuła, jak jej oddech przyspiesza. Monumentalność, bogactwo szczegółów i liczba zgromadzonych osób sprawiały, że zaczynało jej brakować tchu.
To miał być przecież kameralny obiad… – Zamiast tego miała stanąć przed całą elitą Seulu.
O co tu chodzi? – pomyślał Tae-hyun, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, głos zabrała jego matka. Uniosła dłoń w eleganckim geście, przyciągając uwagę całej sali.
– Moi drodzy, oto główni bohaterowie dzisiejszego przyjęcia – mój syn, którego nie muszę wam przedstawiać, oraz moja przyszła synowa i jednocześnie przyszła młodsza pani Hwang Group – panna Choi So-you.
Reakcja gości była natychmiastowa. Wszystkie spojrzenia skupiły się na nich, a na twarzach wielu osób pojawiły się serdeczne uśmiechy. Rozległ się cichy szmer zachwytu, a kilka osób zaczęło delikatnie klaskać, wyrażając aprobatę.
Co znowu matka wymyśliła? – Tae-hyun poczuł, jak gniew w nim narasta. Ale zanim zdążył zaprotestować, przewodnicząca ponownie zabrała głos.
– So-you to nie tylko wspaniała młoda kobieta, która zdobyła serce mojego syna, ale także utalentowana ekspertka finansowa, która doskonale wpasuje się w struktury naszej grupy. Zrobiłam własne badania i z dumą mogę powiedzieć, że jej wyniki w szkole i na studiach są imponujące! Wierzę, że nie tylko wesprze Tae-hyuna jako żona, ale także będzie kluczowym wzmocnieniem naszego działu finansowego.
So-you zamarła. Jej serce waliło jak szalone. Kurczowo ścisnęła dłoń Tae-hyuna, jakby był jedynym stałym punktem w tej szalonej rzeczywistości. Setki oczu wpatrywały się w nią z zainteresowaniem, a ona czuła, jak ogarnia ją panika. To niemożliwe… To nie tak… – myślała gorączkowo, ale słowa uwięzły jej w gardle.
– Giełda już pozytywnie zareagowała na doniesienia prasowe o tym, że panna Choi spotyka się z dyrektorem generalnym naszej grupy – kontynuowała przewodnicząca. – Jednak kiedy oficjalne informacje o dzisiejszych zaręczynach zostaną przekazane światu, nasz dział analiz przewiduje kolejny wzrost wartości akcji – i to o przynajmniej cztery punkty procentowe.
W tłumie dało się dostrzec kilku dziennikarzy biznesowych, którzy dyskretnie rejestrowali wydarzenie na swoich telefonach. Nie byli to jednak zwykli reporterzy – należeli do elity, która doskonale balansowała między zachowaniem prywatności a kreowaniem medialnego rozgłosu.
So-you poczuła, jak jej świat się rozpada. Co ona mówi?! Przecież to… To nie może być prawda! Chciała natychmiast zaprotestować, wyjaśnić wszystkim, że to jedno wielkie nieporozumienie, ale zanim zebrała się na odwagę, kolejne słowa przewodniczącej całkowicie wytrąciły ją z równowagi.
– A teraz – powiedziała z uśmiechem. – Przedstawiam państwu rodzinę przyszłej pani Hwang. Panie i panowie, oto pani Ji-won Jang – matka panny Choi, która przyjechała do nas na tę specjalną okazję. Witamy w rodzinie.
Tae-hyun spojrzał na So-you. Ona naprawdę nic nie wiedziała… Jest tak samo zaskoczona jak ja.
So-you wstrzymała oddech. Gdyby nie to, że wciąż ściskała dłoń Tae-hyuna, pewnie zemdlałaby z wrażenia. Mama? Moja mama jest tu?! Jej wzrok gorączkowo przemierzał salę, aż w końcu dostrzegła ją przy głównym stole, obok Soo-ah. Uśmiechnięta od ucha do ucha, wyglądała na szczerze szczęśliwą. Dumę wręcz wypisaną miała na twarzy.
Co teraz? Serce So-you waliło jak młotem.
– Ale się porobiło – powiedział, mocniej ściskając jej dłoń. – Odpuśćmy teraz, zastanowimy się, co z tym zrobić na spokojnie po przyjęciu, OK? Jestem po twojej stronie – szepnął jej do ucha, delikatnie ściskając jej dłoń. – Na razie grajmy w tę grę.
– Dobrze – odpowiedziała cicho. I tak nie mam wyboru – pomyślała, analizując w głowie wszystkie możliwe opcje.
Zaczęła przyjmować słowa uznania od kolejnych gości. W jej głowie panował kompletny chaos, a każde „Gratulacje!” brzmiało coraz bardziej surrealistycznie.
Tae-hyun rozejrzał się po salonie. Wśród nich dostrzegł kilku wpływowych polityków, w tym Min-seoka Janga, Ministra Handlu, który właśnie uniósł kieliszek szampana.
– Drodzy zebrani, to zaszczyt móc uczestniczyć w tak wyjątkowej chwili – przemówił donośnym głosem. – Grupa Hwang zawsze była filarem naszej gospodarki, a widok młodego pokolenia, które kontynuuje tę wielką tradycję, napawa mnie dumą. Serdeczne gratulacje dla Tae-hyuna i So-you! Niech wasze zaręczyny będą początkiem jeszcze większych sukcesów.
Słowa uznania i toasty trwały jeszcze dobrą chwilę. So-you, coraz bardziej oszołomiona całą sytuacją, spojrzała na Tae-hyuna. To wszystko wymknęło się spod kontroli… Zerknęła w stronę „narzeczonego”, który właśnie przyjmował życzenia od premiera Korei.
Matka podeszła do niej jako ostatnia, obdarzając ją pełnym miłości uściskiem.
– Córeczko, trafiłaś na wspaniałego mężczyznę! – wyszeptała z dumą. – Przewodnicząca mówiła o tobie w samych superlatywach. Jest taka dumna, że wybrałaś właśnie jej syna! A do tego obiecała mi, że zajmie się wszystkim. Ściągnęła mnie do Seulu i powiedziała, że pomoże mi w leczeniu… To takie szczęście!
So-you poczuła, jak grunt usuwa jej się spod nóg. Co ja mam teraz zrobić?! Nie mogła powiedzieć prawdy. Nie teraz. Nie, kiedy jej matka była tak szczęśliwa.
– Córeczko, trafiłaś na kogoś wspaniałego! – powtarzała z radością, ściskając jej dłoń.
Starała się uśmiechnąć, choć każdy mięsień jej twarzy zdawał się odmawiać posłuszeństwa. To wszystko nie tak…
Czuła, że musi odetchnąć, zebrać myśli, zanim sytuacja całkowicie ją przytłoczy. Przeprosiła matkę i przechodząc niemal przez całe pomieszczenie, podeszła do uchylonego okna.
Chłodny powiew świeżego powietrza musnął jej skórę, przynosząc chwilową ulgę. Zaczerpnęła głęboki oddech, starając się uspokoić chaotyczne myśli, które kłębiły się w jej głowie. Choć jej serce nadal waliło w piersi, miała wrażenie, że znów może oddychać.
W tle rozbrzmiewał gwar rozmów, brzęk kieliszków i dźwięki cichej muzyki, tworząc harmonijną symfonię luksusu i perfekcyjnie wyreżyserowanej elegancji.
Nagle z głośników rozbrzmiał ciepły, pełen gracji głos przewodniczącej:
– Moi drodzy, teraz czas na moment, na który wszyscy czekaliśmy – toast za Tae-hyuna i jego piękną narzeczoną, So-you! Proszę wszystkich o podniesienie kieliszków za ich miłość, szczęście i długą, wspólną przyszłość!
So-you zerknęła w stronę wyjścia, przez ułamek sekundy rozważając ucieczkę. Jeszcze nie… Nie jestem na to gotowa…
Jednak nie miała wyboru. Tae-hyun, który już na nią czekał, podszedł bliżej, delikatnie ujmując jej dłoń.
– Pamiętaj, po prostu graj swoją rolę – szepnął.
So-you przełknęła ślinę i skinęła głową. To tylko gra…
Unieśli kieliszki, patrząc sobie w oczy. Ich twarze, mimo napięcia, wydawały się spokojne, jakby grali tę scenę setki razy wcześniej. Po chwili oboje upili łyk szampana, delikatnie stukając kieliszkami, co spotkało się z natychmiastowym aplauzem gości.
Tae-hyun zbliżył się jeszcze bardziej. Na jego twarzy pojawił się lekki, niemal psotny uśmiech.
– Przepraszam cię – szepnął nagle.
– Za co? – zdążyła zapytać, ale zanim otrzymała odpowiedź, poczuła jego usta na swoich.
Pocałował ją.
Namiętnie, pewnie, jakby na sali nie było setek gości, jakby byli tylko oni.
Przez ułamek sekundy jej ciało zesztywniało. Chciała się odsunąć, zaprzeczyć temu, co się działo, ale… coś w tym pocałunku sprawiło, że przestała walczyć.
Czuła jego ciepło, siłę, delikatność i stanowczość jednocześnie. Tae-hyun miał w sobie tę magnetyczną pewność siebie, której nie dało się zignorować.
Z jednej strony wiedziała, że to tylko udawana gra, ale z drugiej… uległa chwili.
Nie powinna czuć tego, co czuła.
A jednak.
Kiedy ich usta się rozłączyły, świat wokół niej wydawał się rozmazany. Nie była w stanie złapać oddechu, a w uszach wciąż rytmicznie dudniło przyspieszone bicie serca. Spojrzała na Tae-hyuna szeroko otwartymi oczami, ale zanim zdążyła wydusić choć jedno słowo, on uśmiechnął się lekko i powiedział:
– No właśnie za to.
Tłum eksplodował owacjami. Rozległy się oklaski, wiwaty i kolejne toasty. W spojrzeniach niektórych kobiet błyszczała zazdrość, starsze pokolenie emanowało aprobatą, a wśród gości biznesowych widać było uznanie dla perfekcyjnie wyreżyserowanego przedstawienia.
So-you czuła się kompletnie zagubiona. Co się tutaj dzieje?!
Tae-hyun nie puszczał jej dłoni.
– Wiesz… po prostu musiałem dobrze zagrać naszą rolę – powiedział spokojnie. – Nic więcej.
Nie patrzył jej w oczy.
Jego dłoń wciąż była ciepła.
So-you zmarszczyła brwi. Co za palant.
– No wiesz, toast, cała sala na nas patrzyła… musieliśmy sprawić wrażenie zakochanych – mówił spokojnym, wyważonym tonem. – Nie chciałem, żeby było niezręcznie.
– Niezręcznie?! – powtórzyła, niemal wybuchając. – Myślałam, że… Nieważne.
Próbowała nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest sfrustrowana.
– To wszystko to tylko gra – powiedział stanowczo, niemal mechanicznie, jakby chciał sam siebie przekonać.
So-you spojrzała na niego badawczo. Na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień.
A jednak…
Odsunął się zbyt szybko.
To tylko rola… – pomyślała. Rola, o której przeczytają wszystkie media w całej Korei.
Uśmiechnęła się lekko, choć gdzieś w głębi serca czuła, że ta gra zaczyna coraz bardziej wymykać się spod kontroli.
0 Komentarze