Miłosny układ – Rozdział 16 – Wszystko już postanowione
przez Zibi the BeadrdedTae-hyun był sfrustrowany. Jego kroki odbijały się echem po pustych korytarzach rezydencji, gdy zmierzał do gabinetu matki. Ostatni goście właśnie opuszczali dom, a szmer ich rozmów i delikatny brzęk naczyń zbieranych przez służbę tylko podsycały jego irytację. Frustracja narastała z każdym kolejnym krokiem. Zaskoczenie byłoby niedopowiedzeniem – czuł się zdradzony.
Tae-hyun wpadł do gabinetu bez pukania, zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem. Przewodnicząca Hwang siedziała za biurkiem, opanowana i spokojna, bez cienia zaskoczenia – najwyraźniej od początku przewidziała jego reakcję. Ten brak emocji drażnił go jeszcze bardziej. Jak można być tak bezwzględnym i zimnym?
– Powiedz mi, o co tu chodzi? Dlaczego to zrobiłaś?! – zapytał podniesionym głosem.
Matka uniosła filiżankę kawy, upiła łyk, a potem spojrzała mu prosto w oczy.
– Postanowiłam tylko trochę przyspieszyć coś, co jest naturalną koleją rzeczy w waszej relacji – odparła z irytującą pewnością siebie.
Tae-hyun zmarszczył czoło, ledwo mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
– Naturalną koleją rzeczy? Mamo, my nawet nie… Dopiero zaczęliśmy oficjalnie się spotykać! – przerwał, próbując opanować rosnącą w nim wściekłość. – A ty już zorganizowałaś zaręczyny!
Matka przerwała mu, jakby z góry wiedziała, co zamierza powiedzieć.
– Byłam cierpliwa. Kiedy rozpadł się twój związek z Eun-chae, uznałam to za moją osobistą porażkę. Powinnam była doprowadzić do waszego ślubu, a pozwoliłam wam bawić się w dom przez pięć lat. Teraz nie dopuszczę do powtórki z rozrywki.
Jej głos był spokojny, ale stanowczy, a każde słowo uderzało w Tae-hyuna jak młot. Zacisnął pięści. Próbował zebrać myśli, ale matka nie dawała mu na to szansy.
– Masz już ponad trzydzieści lat. Jako spadkobierca grupy powinieneś być stabilny zawodowo i prywatnie. So-you jest idealną kandydatką, nie możesz się z tego wycofać.
Matka zawsze miała na niego wielki wpływ, ale tym razem poczuł, że jego świat się kurczy. Każde jej słowo zdawało się zaciskać niewidzialne kajdany na jego rękach. Wiedział, że nic, co powie, nie zmieni tego, co się wydarzyło tego popołudnia.
– To nie jest takie proste… ja i So-you… My nawet nie… – próbował się tłumaczyć.
– Ona nie jest jak inne młode kobiety. Przetrwała trudne dzieciństwo, zarabiała na swoje życie, opiekowała się chorą matką. To kobieta z ambicjami. Wchodząc do naszej rodziny, nie będzie ciężarem. Wręcz przeciwnie – będzie wsparciem.
Tae-hyun poczuł, jak gniew powoli zmienia się w bezsilność. Nie mogę jej przecież powiedzieć prawdy…
Matka wstała i podeszła do okna.
– Wartość naszych akcji wzrosła, odkąd pojawiły się informacje o waszym związku. Zaręczyny to rozsądny krok.
Słowa matki były jak ostateczny wyrok. Tae-hyun wiedział, że przegrał tę rundę.
Usłyszeli pukanie do drzwi.
– Proszę – powiedziała.
Drzwi otworzyły się powoli. Do gabinetu wszedł asystent. Podszedł do przewodniczącej, zatrzymując się około metra od biurka, by nie naruszyć przestrzeni osobistej, czego kobieta wyjątkowo nie znosiła.
– Zgodnie z pani życzeniem przyprowadziłem pannę Choi.
– Niech wejdzie – oznajmiła przewodnicząca, odprawiając go ruchem ręki.
Mężczyzna ukłonił się, po czym szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.
W progu stanęła So-you. Jej twarz była blada, a oczy pełne dezorientacji.
– Idealnie, że przyszłaś – powiedziała ze stoickim spokojem przewodnicząca. – Chciałam ci pogratulować. Wasze plany idą szybciej, niż się spodziewałam. Naprawdę się cieszę. Musimy jednak porozmawiać o waszej przyszłości.
– O czym ty znowu mówisz? – wtrącił się Tae-hyun.
– O waszym weselu, oczywiście – dodała, zdziwiona jego pytaniem.
Ja chyba śnię. Ona nie mówi tego poważnie.
Obraz zaczął się zawężać, a jej nogi odmówiły posłuszeństwa.
Tae-hyun zareagował instynktownie, mocno chwytając ją i przyciągając do siebie.
– Powoli, mamo – zaczął ostrożnie Tae-hyun. – Dopiero co próbujemy się oswoić z zaręczynami. Na rozmowę o… – Słowo „ślub” nie chciało mu przejść przez gardło. – kolejnych krokach przyjdzie jeszcze czas.
Przewodnicząca spojrzała na niego z dezaprobatą, ale nie odezwała się.
– Muszę usiąść. Daj mi wody – poprosiła So-you.
Mężczyzna natychmiast podał jej szklankę.
– Mamo, wystarczy! – krzyknął, obejmując dziewczynę ramieniem. – Nie widzisz, że So-you ma dość wrażeń jak na jeden dzień?
– Dobrze już, dobrze. Porozmawiamy o tym następnym razem. Ważne jednak, aby wszystko zaplanować – stwierdziła wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu spraw.
– To chyba jednak nasza sprawa – stanowczo zaprotestował Tae-hyun, pomagając So-you wstać.
Kiedy wyszli na korytarz, So-you spojrzała na niego z mieszanką wyrzutu i rozczarowania.
– Mówiłeś, że masz wszystko pod kontrolą, a teraz twoja matka planuje nasz ślub.
Usiadła na małej sofie, a po jej policzkach popłynęły łzy.
Tae-hyun nerwowo potarł głowę ręką, próbując znaleźć choć jeden przekonujący argument.
– Przepraszam. Obiecuję, że…
– Nic już nie obiecuj! – przerwała mu gwałtownie. – Mam już dość… dość kłamstw, dość tej farsy. To musi się skończyć teraz.
Jej słowa trafiły prosto w serce. Wiedział, że ją zawiódł, choć wcale tego nie chciał. Próbował ją chronić, a tymczasem wciągnął ją w jeszcze większy chaos. Z jednej strony chciał zrobić, co mówiła – zakończyć ten fikcyjny związek i pozwolić jej odzyskać spokój. Z drugiej wiedział, jak ogromne będą konsekwencje. Nie chodziło tylko o jego rodzinę, ale o całą grupę Hwang, dziennikarzy, polityków, inwestorów – wszystkich, którzy byli zaangażowani w ten dramat.
– Co chcesz, żebym zrobił? – zapytał cicho.
– Masz to wszystko odwołać. Teraz, natychmiast – powiedziała stanowczo. – Najpierw ja porozmawiam z matką. Nie chcę, żeby dowiedziała się o tym od kogoś innego. A potem ty załatwisz to ze swoją rodziną. To koniec tego udawania.
Tae-hyun przygryzł dolną wargę.
– Dobrze. Poczekam tu, aż wrócisz.
So-you ruszyła w stronę zachodniego skrzydła, czując, jak jej serce bije coraz szybciej. Przechodząc korytarzami pełnymi eleganckich obrazów i antycznych mebli, czuła dziwny niepokój, który narastał z każdym krokiem. Jak ja jej to powiem? Wiedziała jednak, że musi zakończyć ten zmyślony związek, zanim sytuacja jeszcze bardziej się pogmatwa.
Stanęła przed drzwiami pokoju, w którym zatrzymała się matka, czując, że każdy oddech kosztuje ją coraz więcej wysiłku. Delikatnie zapukała, po czym weszła do środka.
Pokój przygotowany przez przewodniczącą Hwang był urządzony ze smakiem. Minimalistyczne wnętrze w beżowych odcieniach oświetlało miękkie światło lamp. Na środku stał drewniany stół z porcelanowym zestawem do herbaty. Matka So-you siedziała w jednym z foteli, wyraźnie zmęczona, ale na jej twarzy So-you dostrzegła coś, co można by nazwać oznakami szczęścia.
– Córeczko, dlaczego jesteś taka blada? Dobrze się czujesz? – zapytała z troską.
Dziewczyna podeszła do niej, czując, jak słowa grzęzną jej w gardle. Musiała powiedzieć prawdę, zanim będzie za późno.
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć… – zaczęła, lecz głos jej się łamał.
Matka uśmiechnęła się ciepło.
– Wiem, że to przyjęcie-niespodzianka musiało cię zaskoczyć, ale jestem taka szczęśliwa…
So-you poczuła, jak serce wali jej coraz mocniej.
– To nie tak… – próbowała wydusić z siebie słowa, lecz głos uwiązł jej w gardle.
– Kochanie, nie wiesz, jak się cieszę. Całe życie ciężko pracowałam, żebyś miała szansę na lepsze życie niż ja. Twoje wykształcenie, kariera, a teraz związek… To wszystko przerosło moje marzenia. Jesteś moją dumą i moim szczęściem.
Łzy wzruszenia zaczęły spływać jej po policzkach. Patrzyła na So-you jak na największy skarb swojego życia.
Dziewczyna zacisnęła pięści, czując, jak emocje przytłaczają ją coraz mocniej. Mamo, to wszystko kłamstwo! – krzyczała w myślach, a poczucie winy narastało coraz bardziej.
Kobieta mówiła dalej:
– Przyznaję, byłam sceptyczna. Bałam się, że Tae-hyun chce cię wykorzystać, że to jakiś układ. W jego świecie kontraktowe małżeństwa to normalka – westchnęła głęboko.
So-you wstrzymała oddech, czując, jak cały jej świat właśnie runął niczym domek z kart na wietrze.
– Wiem, naoglądałam się za dużo seriali – zrobiła krótką pauzę, kładąc delikatnie dłoń na ręce dziewczyny. – Ale kiedy dwa dni temu do naszego małego sklepu w Gurye przyjechała przewodnicząca Hwang, byłam zaskoczona. Taka dystyngowana osoba osobiście w naszych skromnych progach… To było dla mnie naprawdę ogromne przeżycie. Opowiedziała mi o waszym związku… o tobie i jej synu. Mówiła z takim przekonaniem, z dumą, że jej syn znalazł osobę, przy której nareszcie jest szczęśliwy i spełniony.
So-you czuła, jak łzy napływają jej do oczu.
– To niesamowite, mamo… – powiedziała z trudem.
– Przyznaję jednak, że na początku byłam sceptyczna, miałam obawy. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że ktoś z tak wpływowej rodziny nagle zainteresował się moją małą dziewczyną… Moim dzieckiem. Przecież to dwa zupełnie różne światy.
Jej głos znowu zadrżał ze wzruszenia. Ujęła dłoń córki, delikatnie ją ściskając.
– Najbardziej przekonało mnie to, że przewodnicząca mówiła o tobie z troską i szacunkiem. Powiedziała, że mogę zostać, że nie muszę martwić się o leczenie, że ona się wszystkim zajmie.
So-you słuchała tego z coraz cięższym sercem, które zdawało się tonąć w morzu wyrzutów sumienia, ale nie śmiała matce przerywać. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz była taka szczęśliwa.
Zmusiła się do uśmiechu, choć wewnętrznie czuła, że zaraz pęknie.
– Odpocznij teraz. Ja już pójdę – powiedziała spokojnie, choć każde słowo kosztowało ją mnóstwo sił, których już prawie nie miała.
Matka spojrzała na nią z czułością.
– Tak, kochanie. Odpocznij. Jestem taka szczęśliwa, że wszystko się tak dobrze układa.
So-you delikatnie przytuliła matkę i szepnęła:
– Dobranoc.
Zamykając za sobą drzwi, odetchnęła głęboko, starając się nie upaść. Była wykończona – fizycznie i psychicznie. Czuła, jak cała energia opuszcza ją niczym powietrze z przebitego balonika, zostawiając jedynie emocjonalną pustkę, która zdawała się pochłaniać ją od środka.
Tae-hyun czekał na nią przed gabinetem przewodniczącej. Jego myśli krążyły wokół tego, co właśnie miało się wydarzyć. Doskonale wiedział, że za chwilę będzie musiał wejść do gabinetu matki i odbyć rozmowę, której tak bardzo chciał uniknąć. Serce waliło mu jak młot na samą myśl o tym spotkaniu.
Nigdy nie potrafił otwarcie przeciwstawić się matce. Przez całe życie starał się spełniać jej oczekiwania, bojąc się, że zawiedzie, jeśli zrobi coś po swojemu. Wiedział, że teraz nie chodzi tylko o rodzinę, ale też o reputację całej firmy.
Jak mam jej powiedzieć, że wszystko było kłamstwem? – myślał nerwowo, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że aż zbielały mu kostki.
Bał się nie tylko gniewu matki, ale także jej spojrzenia pełnego rozczarowania, którym tak często go karała. W końcu przecież sam zgodził się na tę farsę. Myślał, że wszystko będzie proste. Że uda mu się to kontrolować, manipulować sytuacją tak długo, aż sam zdecyduje, kiedy wszystko zakończyć. Jednak teraz czuł, że nie ma nad niczym kontroli.
Jak mogłem być taki naiwny? – westchnął ciężko, spoglądając na zamknięte drzwi gabinetu. Znów wyjdę na nieodpowiedzialnego dzieciaka.
Zaczął nerwowo chodzić po korytarzu, próbując zebrać myśli. Przypomniały mu się wszystkie nieudane związki, które ciążyły na nim jak klątwa.
Obie kobiety zdradziły go, choć wydawało mu się, że były szczere i oddane. Ale z czasem zaczął myśleć, że nie chodziło im o niego, a jedynie o jego pieniądze i pozycję. Czy któraś z nich naprawdę mnie kochała? – pytał wielokrotnie sam siebie.
Zaczął wierzyć, że każda kolejna będzie go postrzegać tak samo – jako przepustkę do lepszego życia, a nie jako mężczyznę, którym jest. Postanowił, że nie wejdzie już w żadną romantyczną relację, a naciski matki tylko go irytowały.
Jednak z So-you było co innego. Ich związek był czystą fikcją. Ten układ dawał mu pewną przewagę, bo wiedział, że nikt nie oczekuje od niego emocjonalnego zaangażowania. To wygodne – stwierdził, choć wiedział, że to egoistyczne.
Myśli wirowały w jego głowie, prowadząc do jednego wniosku – że to on sam ponosi odpowiedzialność za ten chaos. Czuł bezsilność, bo niezależnie od tego, co zrobi, ktoś zostanie skrzywdzony – albo matka, albo So-you. Wiedział, że jeśli postawi teraz na swoim, jego relacja z matką stanie się jeszcze bardziej napięta. A jeśli się ugnie, skrzywdzi So-you.
Przetarł dłonią pot z czoła, czując, jak narasta w nim desperacja. Cokolwiek zrobię, będzie źle.
Czuł, że musi coś zrobić, ale nie miał pojęcia co. Zatopił palce we włosach, mocno nimi potrząsając. Spojrzał przed siebie, próbując znaleźć jakąś odpowiedź, gdy dostrzegł ją – powoli idącą w jego stronę z wyraźnym trudem, jakby każdy krok kosztował ją ogromny wysiłek.
– So-you? – zaniepokojony, szybkim krokiem podszedł do niej.
– Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć.
Dziewczyna nie odpowiedziała, wciąż pogrążona w chaosie myśli, które zdawały się całkowicie nią zawładnąć.
Pomógł jej usiąść na sofie stojącej przy ścianie. Milczała, patrząc bezmyślnie przed siebie. Dopiero po dłuższej chwili, cicho, niemal bez emocji, powiedziała:
– Jedźmy do domu.
Tae-hyun zmarszczył brwi, zaskoczony.
– Nie rozumiem? – zapytał nieco zdezorientowany, spoglądając to na So-you, to na drzwi do gabinetu.
– Jest dobrze. Wszystko już postanowione. Po prostu jedźmy do domu – powiedziała beznamiętnie, nadal unikając jego spojrzenia.
Wstała powoli, zostawiając torebkę na oparciu, jakby nie miała już na nic siły.
Skoro wszystko tak jakoś się poukładało, to dlaczego czuję się tak źle? – pomyślał pomyślał, mimo że właśnie osiągnął to, czego chciał – a przynajmniej tak mu się wydawało.
Po chwili, zrezygnowany, wziął jej torebkę i szybkim krokiem ruszył za nią.
Wychodząc razem z rezydencji, nie odezwali się już ani słowem. Oboje byli pogrążeni głęboko we własnych myślach.
Tae-hyun wiedział, że coś się zmieniło, ale jeszcze nie wiedział co.
0 Komentarze