Miłosny układ – Rozdział 19 – O, Buddo!
przez Zibi the BeadrdedSo-you szybkim krokiem szła przez elegancki, przestronny hol majestatycznego budynku Hwang Group. Marmurowa podłoga lśniła w delikatnym blasku, a subtelne oświetlenie tworzyło atmosferę luksusu, której nie dało się zignorować. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów, zmieszany z wonią eleganckich perfum. Każdy krok odbijał się echem, przypominając jej o powadze miejsca, w którym się znalazła.
Zatrzymała się na chwilę, wciągając głęboko powietrze, próbując zebrać odwagę przed tym, co ją czekało. Im dłużej jednak stała w miejscu, tym bardziej narastał w niej stres. Spóźniona w pierwszy dzień pracy. Gratulacje! Serce zaczęło jej bić szybciej, a dłonie lekko się spociły.
Usłyszała znajomą melodyjkę dzwonka. Szybko wyciągnęła telefon i odebrała połączenie.
– Cześć, Min-ji – rzuciła pospiesznie do słuchawki, starając się ukryć zdenerwowanie.
– Hej! Jak się trzymasz? Wszystko okej? – zapytała przyjaciółka, której ciepły głos zawsze przynosił jej ulgę.
So-you westchnęła, próbując opanować rosnący niepokój.
– Nie za dobrze… Jestem już spóźniona!
Min-ji westchnęła ciężko.
– Musisz się ogarnąć, dziewczyno! Ostatnio zaczyna ci to wchodzić w krew – zaśmiała się lekko. – Ale teraz to nie jest byle jaka praca, tylko firma Tae-hyuna. Musisz się wykazać, żeby udowodnić, że jesteś tutaj dzięki swoim umiejętnościom, a nie przez znajomości.
So-you poczuła ukłucie w sercu. Słowa przyjaciółki były bolesne, ale prawdziwe.
– Wiem, masz rację – przyznała z trudem.
– Więc zewrzyj poślady, wypnij cycki i do boju, dziewczyno! – powiedziała stanowczo. – Masz ogromny potencjał i wszyscy to zobaczą, jeśli tylko się postarasz.
So-you uśmiechnęła się lekko.
– Dzięki, Min-ji. Właśnie tego potrzebowałam.
– No, a teraz ruszaj się, nie chcę słyszeć, że jeszcze tam stoisz! – zaśmiała się Min-ji. – I pamiętaj, musimy się jakoś zobaczyć.
– Ok, ok, pasuje ci piątek?
– Może czwartek? Nie mogę się już doczekać tych pikantnych szczegółów.
– Jakich szczegółów? – parsknęła śmiechem. – Dobra, to czwartek. Na razie, muszę lecieć.
Dobra, czas działać. Schowała telefon do kieszeni i pewnym krokiem ruszyła w stronę recepcji.
Za wysokim, marmurowym blatem pracowała młoda kobieta, która, pochłonięta jakimś pilnym zadaniem, wpatrywała się w ekran komputera, stukając nerwowo w klawiaturę.
So-you stała chwilę, patrząc raz na kobietę, raz na pracowników przechodzących obok. Nie była pewna, czy powinna zaczekać, aż recepcjonistka sama się nią zainteresuje, czy może powinna przerwać jej pracę.
Cisza zaczynała robić się niezręczna.
– Dzień dobry – powiedziała w końcu, starając się, by jej głos zabrzmiał pewnie, choć nie była w stanie całkowicie go kontrolować.
Recepcjonistka, nieco zaskoczona, podniosła wzrok znad klawiatury.
– W czym mogę pomóc? – zapytała z wyuczonym uśmiechem.
– Nazywam się Choi So-you. Mam dziś rozpocząć pracę w dziale finansowym.
Recepcjonistka szybko zaczęła sprawdzać listę pracowników, powtarzając pod nosem:
– Choi… So-you Choi…
Nagle zamarła. Jej wyraz twarzy zmienił się natychmiast – uśmiech przygasł, zastąpiony profesjonalnym skupieniem. Stukała palcami po klawiaturze w ekspresowym tempie, starając się jak najszybciej zakończyć rejestrację.
– Proszę za mną – oznajmiła, wychodząc zza biurka. – Kierownik działu finansowego, Seo-jun Lim, oczekuje pani.
Jej ton nabrał bardziej oficjalnego brzmienia, a w sposobie poruszania się pojawiła się pewna nerwowość. Oczekuje? Pewnie jest wściekły… So-you ścisnęła pasek torebki i cicho westchnęła.
Kobieta poprowadziła ją w stronę wind. Jej kroki były szybkie, niemal sztywne, jakby bała się popełnić błąd. Gdy dotarły do lustrzanych drzwi, recepcjonistka przyłożyła kartę do czytnika, a winda otworzyła się, wydając charakterystyczne, ciche syknięcie.
– Sekretarka pana Lima odbierze panią na górze – dodała, kłaniając się lekko. Po czym, nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i szybko oddaliła.
So-you została sama ze swoimi myślami. Muszę zrobić dobre wrażenie. Mam nadzieję, że przez to spóźnienie nie zaprzepaszczę swojej szansy… Czuła, jak napięcie narastało z każdą sekundą. Przed oczami pojawiły się wspomnienia z poprzednich miejsc pracy, gdzie nawet drobne spóźnienia były surowo karane. Zastanawiała się, czy da się jeszcze jakoś załagodzić sytuację.
Drzwi otworzyły się, a uprzejmy głos oznajmił:
– Piętro czterdzieste.
Przy windzie czekała już elegancko ubrana kobieta, około czterdziestki, która według So-you sprawiała wrażenie osoby perfekcyjnie zorganizowanej i wyjątkowo uważnej, jakby potrafiła odczytać intencje rozmówcy, zanim ten zdążył się odezwać.
– Dzień dobry, nazywam się Yoon Ah-reum – powiedziała, skłaniając lekko głowę. – Pan kierownik Lim jest na pilnym zebraniu u dyrektora generalnego. Zaprowadzę panią do biura.
Dziewczyna odpowiedziała lekkim ukłonem i ruszyła w milczeniu długim korytarzem w stronę wskazanego przez sekretarkę gabinetu. Mam nadzieję, że spotkanie z kierownikiem nie zacznie się od reprymendy…
W głowie powtarzała sobie jedno: Jeszcze mogę to naprawić.
Sekretarka poprowadziła ją do przestronnego gabinetu, urządzonego w nowoczesnym, minimalistycznym stylu.
W centralnej części pomieszczenia stało dębowe biurko, a obok luksusowy fotel z czarnej skóry. Na jednej ze ścian zawieszono kolekcję abstrakcyjnych dzieł sztuki, które, mimo pozornej prostoty, podkreślały prestiżowy charakter miejsca. Podłoga z ciemnego drewna połyskiwała w świetle wpadającym przez ogromne panoramiczne okno, zajmujące całą wschodnią ścianę gabinetu. Widok na Gangnam zapierał dech w piersiach – siatka wieżowców, w tym ikoniczny Gangnam Finance Center, kontrastowała z malowniczymi wzgórzami tonącymi w popołudniowym słońcu.
– Proszę usiąść tutaj – powiedziała sekretarka, wskazując na małą, szarą sofę ustawioną przy oknie. Jej ton był uprzejmy, lecz wyraźnie oficjalny.
So-you zajęła miejsce, zerkając na imponującą panoramę miasta, gdzie pośród lśniących fasad budynków dostrzegła Teheran-ro – jedną z najbardziej ruchliwych arterii Seulu, wypełnioną strumieniem aut sunących równym rytmem po szerokich pasach.
– Czy chciałaby pani coś do picia? – zapytała kobieta z nienaganną uprzejmością.
– Jeśli to nie kłopot, poproszę kawę po wietnamsku – odpowiedziała So-you, wciąż jeszcze oszołomiona niesamowitym widokiem.
Sekretarka uniosła lekko brwi, zaskoczona wyborem, ale nie skomentowała go. Skinęła głową i po chwili opuściła gabinet, zostawiając ją samą.
Czy nie przesadziłam? Może trzeba było nie robić problemu i poprosić o zwykłą kawę z mlekiem? – pomyślała, nerwowo bawiąc się dłońmi. Jednak było już za późno na zmianę zdania.
Kilka minut później drzwi ponownie się otworzyły i do środka weszła młoda dziewczyna. Miała na sobie prostą, szarą sukienkę z subtelnymi, czerwonymi akcentami, której materiał nosił ślady wielokrotnego prania, a jej buty wyglądały na mocno zużyte. Ciemnobrązowe włosy spięła w kucyk, co nadawało jej surowy, niemal szkolny wygląd, a za duże okulary sprawiały wrażenie, jakby nie do końca pasowały do jej twarzy.
Dziewczyna była wyraźnie spięta. Gdy stawiała filiżankę przed So-you, jej ręce lekko drżały, a kilka kropel napoju rozlało się na spodek.
– Przepraszam, bardzo przepraszam! – powiedziała szybko, sięgając po chusteczkę.
So-you spojrzała na nią, nieco zaskoczona jej reakcją. Dziewczyna była zdenerwowana, wręcz przestraszona. Coś wyraźnie sprawiało, że zachowywała się tak, jakby lada moment miała się załamać.
– Nic się nie stało, naprawdę – zapewniła, starając się, by dziewczyna poczuła się choć trochę pewniej. – Nie denerwuj się. Dlaczego jesteś taka spięta? – zapytała delikatnie.
Dziewczyna zawahała się na moment, jakby nie była pewna, czy powinna odpowiedzieć. Po chwili westchnęła.
– Dzisiaj kończy się mój trzeci trzymiesięczny staż w Hwang Group… – powiedziała, nie podnosząc wzroku. – I nie dostałam żadnej informacji, co dalej. Zgodnie z procedurą, po trzecim stażu albo dostaje się ofertę pełnoetatowej pracy, albo… – urwała, jakby nie chciała wypowiedzieć kolejnych słów. – Albo się odchodzi bez niczego – dodała po chwili przyciszonym głosem.
So-you poczuła lekkie ukłucie w sercu, widząc, jak wiele to dla niej znaczy.
– A czym się zajmowałaś do tej pory? – ostrożnie zapytała, wahając się, czy powinna drążyć temat.
– Przygotowywałam dokumenty, robiłam zestawienia, czasem przynosiłam kawę… – Jej głos stopniowo się łamał. – Nie miałam zbyt wielu okazji, żeby się wykazać. – Przełknęła ślinę, a w jej oczach zalśniły łzy. – No i… nie mam nikogo, kto mógłby mnie polecić. Pracuję tu dziewięć miesięcy i to prawdopodobnie mój ostatni dzień.
Zerknęła na So-you i dodała niemal bezgłośnie:
– A tak chciałam tu pracować… Myślałam, że jeśli dam z siebie wszystko, to mam szansę zostać młodszym analitykiem finansowym.
Szybko otarła łzy, jakby chciała ukryć emocje. So-you poczuła, jak ściska ją w żołądku. Czy to przeze mnie ta dziewczyna nie dostanie pracy? Przez moment miała wrażenie, że jej sukces odbywa się kosztem kogoś innego.
– Jak się nazywasz? – zapytała, ukrywając swoje wewnętrzne rozterki.
– Yoon Hye-jin – odparła z goryczą. – Skończyłam ekonomię na Uniwersytecie Narodowym w Seulu. Byłam w pierwszej dziesiątce najlepszych studentów – westchnęła ciężko. – Myślałam, że z takimi wynikami nie będę miała problemów ze znalezieniem dobrej pracy.
– Wygląda na to, że skończyłyśmy tę samą uczelnię – stwierdziła, próbując znaleźć jakiś wspólny punkt zaczepienia. – Dawno to było?
– Około pięć lat temu – odpowiedziała dziewczyna, poprawiając okulary, które nieustannie zsuwały jej się z nosa.
– To tak jak ja! Ile masz lat?
– Dwadzieścia siedem – odparła cicho Hye-jin.
– W takim razie jesteśmy w tym samym wieku. W dodatku sporo nas łączy! – stwierdziła z uśmiechem. Ciekawe, dlaczego wcześniej się nie spotkałyśmy?
– Można powiedzieć, że jesteśmy tak jakby koleżankami z jednej szkoły. Dlatego przestań mówić do mnie formalnie.
Dziewczyna wyglądała na nieco zaskoczoną, ale widać było, że powoli zaczyna czuć się swobodniej.
– Dziękuję, proszę… So-you. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Przez kilka minut rozmawiały jeszcze o uczelni i wspólnych doświadczeniach, aż w końcu drzwi gabinetu otworzyły się, a sekretarka kierownika Lima weszła do środka.
– Pani Choi, dyrektor generalny oczekuje pani. Proszę, zaprowadzę panią do jego gabinetu.
So-you skinęła głową i, zanim wstała, delikatnie poklepała Hye-jin po ramieniu.
– Trzymaj się. Pamiętaj, że wszystko może się jeszcze zmienić.
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze, choć w jej oczach można było dostrzec, że nie jest do końca przekonana.
– Dzięki. Mam taką nadzieję.
Sekretarka poprowadziła So-you w stronę gabinetu dyrektora generalnego. Każdy krok zdawał się rozbrzmiewać w jej uszach głośniej, niż powinien. Spokojnie. Oddychaj. Musisz zachować profesjonalizm. Powtarzała to sobie jak mantrę, choć serce znowu biło jej szybciej, a dłonie lekko się spociły. To jedno z najważniejszych spotkań w moim życiu. Nie mogę tego spieprzyć.
Gdy dotarły do głównego sekretariatu, napięcie sięgnęło zenitu. Dziewczyna poczuła nagłą potrzebę złapania oddechu, może nawet wyjścia na chwilę do łazienki, by zebrać myśli. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, jedna z asystentek poprosiła ją do siebie.
– Pani Choi, proszę wejść. Dyrektor już czeka.
Słowa te sprawiły, że żołądek ścisnął się jej w supeł. To już? Przełknęła ślinę, wciągnęła powietrze przez nos i powoli wypuściła je ustami, licząc w myślach do trzech. Spokój. Profesjonalizm. Nie daj po sobie poznać, że się denerwujesz.
Gdy sekretarka otworzyła przed nią drzwi, zrobiła krok do przodu… i nagle całe jej ciało zesztywniało.
Sala konferencyjna była ogromna, a jej przestronne, przeszklone ściany jeszcze bardziej potęgowały poczucie, że stoi na środku jakiejś wielkiej areny. Dookoła masywnego, dębowego stołu siedziało kilkanaście osób, w skupieniu słuchających jedną osobę, która stała obok ekranu i tłumaczyła jakiś wykres.
Tae-hyun.
So-you poczuła, jak robi jej się zimno. To chyba zebranie wszystkich najważniejszych osób w Hwang Group… Nie wiedziała, czy ma stać, czy może wejść dalej. Po co mnie tutaj wezwałeś? Dlaczego mi to robisz i to przy całym zarządzie? Przez ułamek sekundy miała absurdalną nadzieję, że może chodzi o coś innego, ale teraz była pewna.
Czy on naprawdę zamierza zbesztać mnie za to spóźnienie, przy wszystkich?
Mimowolnie opuściła wzrok, czując, jak fala gorąca uderza jej do twarzy. Zawstydzenie i gniew mieszały się ze sobą w toksycznej kombinacji. Tae-hyun, naprawdę? Nie mogłeś tego załatwić na osobności? Musiałeś urządzić mi publiczny lincz?
Zaschło jej w gardle. Miała ochotę odwrócić się i uciec, ale nogi zdawały się wbite w ziemię.
Tae-hyun nagle przerwał swój monolog, a spojrzenia wszystkich zgromadzonych momentalnie skupiły się na niej.
O, Buddo!
So-you czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy. Jej serce waliło tak głośno, że miała wrażenie, że zaraz ogłosi wszystkim swoją winę. To było to. Zaraz wyrzuci mnie z pracy. Może nawet zrobi z tego spektakl, żeby wszyscy zrozumieli, że w tej firmie nie ma miejsca na takie błędy.
Spojrzała na niego badawczo, próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy. Ale on… nie wyglądał na wściekłego.
Miał na sobie swój zwykły, spokojny wyraz twarzy, choć coś w jego oczach wydawało się dziwnie rozbawione.
Mogłeś po prostu powiedzieć mi to na osobności. Naprawdę musiałeś odgryźć się za ten zakład? Gdybym tylko wiedziała, że jesteś taki małostkowy, zrobiłabym ci to pieprzone śniadanie.
– Dobrze, że pani już jest – powiedział, zapraszając ją bliżej.
So-you uniosła głowę, zdezorientowana. Co się dzieje?
Tae-hyun spojrzał na nią, uśmiechając się figlarnie, a potem, jak gdyby nigdy nic, oznajmił:
– Szanowni państwo, oto nasza nowa dyrektor finansowa, Choi So-you.
Wstrzymała oddech.
Ja pierdolę…
0 Komentarze