Header Background Image

    Główna sala konferencyjna na siedemdziesiątym trzecim piętrze wieżowca Hwang Group powoli zapełniała się przedstawicielami największych firm nie tylko w samej Korei, a wiele spośród nich miało swoje oddziały w niemal całej Azji.

    — Czy wiceprezes Kang już jest? — zapytała Soo-ah, gdy zaparkowała swoje Porsche tuż przed głównym wejściem do budynku.

    — Jeszcze nie — Da-eun pokręciła przecząco głową, podbiegając do samochodu. — Spotkanie dopiero za dwadzieścia minut — szepnęła, kłaniając się uprzejmie dyrektorowi generalnemu Han So-li z Korean Capital Investment, który wraz ze swoim asystentem i kilkoma doradcami właśnie pojawił się przed siedzibą firmy.

    — To dobrze — odetchnęła z ulgą, wysiadając z auta. — Zatankuj i zamknij dach — zwróciła się do pracownika ochrony, który właśnie podszedł, by je przepakować.

    — Oczywiście — ukłonił się nisko, wziął kluczyki i z lekkim uśmiechem wsiadł do luksusowego, czerwonego kabrioletu, cicho wzdychając z zachwytu.

    — So-you będzie wściekła — zwróciła się ponownie do asystentki.

    — Dlaczego? — zdziwiła się Da-eun, poprawiając okulary, które lekko zsunęły się jej podczas skinienia głową kolejnemu z licznie przybyłych na spotkanie inwestorów.

    — To przez Jae-wona. — Odparła krótko, nie tłumacząc praktycznie nic i pewnym krokiem weszła do budynku.

    W jaki sposób wiceprezes Kang miałby zdenerwować naszą dyrektor finansową? — zdziwiła się Da-eun, po czym kłaniając się kolejnym gościom, pospieszyła za swoją szefową.

    Hol główny Hwang Group aż buzował dziś od napięcia i energii. Przestrzeń, która zazwyczaj imponowała spokojem, tego ranka była zatłoczona niemal jak stacja metra Jamsil[1] w godzinach szczytu. Marmurowa posadzka w odcieniach kremu i złamanej bieli odbijała światło ogromnych, kryształowych żyrandoli zwieszających się pod wysokim, przeszklonym sufitem.

    Po obu stronach ustawiono niskie stoliki z czarnego granitu i minimalistyczne kanapy w szarym oraz granatowym welurze, teraz okupowane przez czekających gości, którzy przeglądali dokumenty lub prowadzili rozmowy przez służbowe telefony. Przy każdym wejściu do wind stał pracownik ochrony, pilnując porządku i dyskretnie lustrując wszystkich, którzy przechodzili obok nich.

    Za podłużną ladą recepcji z białego marmuru i matowego szkła uwijały się trzy młode kobiety w ciemnoniebieskich uniformach ze złotym logo grupy Hwang. Jedna wydawała przepustki i udzielała krótkich instrukcji, druga gorączkowo przeszukiwała listy gości na tablecie, a trzecia właśnie pomagała starszemu panu zawiązać krawat, nie przerywając wydawania poleceń przez małą słuchawkę, którą miała w uchu.

    W powietrzu unosił się lekko cytrusowy zapach odświeżaczy, przeplatany nutą kawy, którą roznosiła młoda baristka z mobilnym wózkiem stojącym przy filarze obok strefy lounge. Tuż pod ścianą wisiał podłużny ekran LED wyświetlający najnowsze komunikaty giełdowe i logo firmy; czasami pojawiał się na nim komunikat powitalny dla VIP-ów lub animacja promująca dzisiejsze spotkanie.

    — Cholera — wymsknęło się młodemu menadżerowi, który zapatrzony w Kim Jung-youn, dziedziczkę fortuny Nexon, wpadł prosto na dyrektora Lee z biura pani przewodniczącej, czym naraził się na jego chłodne, przenikliwe spojrzenie. Wszyscy w firmie wiedzieli, że nie tolerował takich potknięć. Jego twardy, choć sprawiedliwy styl zarządzania budził respekt nawet wśród najodważniejszych pracowników.

    Między filarami przechodziły drobne kobiety w eleganckich garsonkach i mężczyźni w ciemnych garniturach, prowadząc ożywione rozmowy po chińsku, koreańsku i japońsku. Tu i ówdzie słychać było charakterystyczne dźwięki smartfonów, szelest papierów, a nawet śmiech — zbyt głośny jak na to miejsce, ale dawał się tłumaczyć nerwowemu podekscytowaniu gości.

    Zatrudnieni na tę okazję studenci kierowali tłumem, raz po raz sprawdzając identyfikatory i odprowadzając oficjeli do odpowiednich wind.

    — O co chodzi z wiceprezesem Kangiem? — zapytała Da-eun, przeciskając się ostrożnie między kolejną grupą nowo przybyłych.

    — To nieistotne — odburknęła po dłuższej chwili namysłu Soo-ah, wciąż obarczając go winą za to, że nie dokończyła raportów. — Teraz najważniejsze jest to, żeby skrupulatna narzeczona mojego brata nie zablokowała mi kupna mieszkania tylko dlatego, że nie przygotowałam na czas kilku papierków.

    Obie stanęły w kolejce do windy, rozmawiając szeptem o detalach dzisiejszego spotkania. Da-eun co chwila nerwowo poprawiała okulary, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że zsuwają się one praktycznie za każdym razem, kiedy kłaniała się kolejnym gościom.

    Trzeba było założyć szkła kontaktowe — westchnęła głęboko, choć w rzeczywistości zrobiła to z premedytacją, licząc, że Han Jon-sook po ich charakterystycznym kształcie bez trudu ją rozpozna.

    Na samą myśl o nieporozumieniach, jakie z ich braku wynikły wczorajszego dnia, lekko się uśmiechnęła.

    Zabawne, jak usiłował mnie spławić ze strachu, że zobaczę go z inną — przez moment ucieszyła się, że nie chciał, by była zazdrosna, ale zaraz odgoniła tę myśl.

    Daj spokój, jesteśmy tylko znajomymi z pracy i tak jest dobrze — próbowała oszukać samą siebie, choć serce biło jej szybciej na samo wspomnienie jego troskliwego spojrzenia.

    To przecież nic, że zabrał mnie do szpitala i się mną później zajął — analizowała przebieg ich wizyty krok po kroku: jak prosił pielęgniarkę, by była delikatna, gdy oczyszczała miejsce oparzenia. Jak sam załatwił wszelkie formalności i opłacił wizytę. Jak kupił jej maść i mimo jej protestów zamówił taksówkę. A kiedy wróciła do domu, wysłał SMS-a: „Jesteś już w domu? Wszystko w porządku?”.

    To na pewno za to, że kiedyś to ja mu pomogłam i pojechałam z nim do szpitala…

    — Śpisz? — Soo-ah szturchnęła ją w ramię, gdy cichy dźwięk windy oznajmił jej przyjazd. Drzwi otworzyły się z lekkim syknięciem. Kilka osób wyszło, ale jeszcze więcej weszło do środka. Jej szefowa ukłoniła się grzecznie, widząc właśnie przybyłego prezesa Jang Yong-ho z SK Holdings.

    — Proszę bardzo — uśmiechnęła się uprzejmie, robiąc krok w tył. — My pojedziemy następną.

    Mężczyzna odkłonił się lekko, a jego pięciu asystentów zrobiło to samo, po czym wszyscy weszli do windy, puszczając swojego lidera przodem.

    Na korytarzu zrobiło się dziwnie cicho.

    — Zostałyśmy tylko we dwie — stwierdziła Da-eun, rozglądając się z niedowierzaniem po pustej przestrzeni przy windach, choć wszędzie wokół roiło się od ludzi.

    — Niezupełnie — odparła Soo-ah, wskazując ręką w stronę głównego wejścia, przez które właśnie wszedł wiceprezes Kang wraz z bratem.

    Przez dłuższą chwilę stała bez ruchu, nieświadomie przygryzając wargę, zafascynowana każdym jego gestem.

    Co za facet — odruchowo delikatnie podciągnęła spódnicę o kilka centymetrów. Mógłby mieć każdą, gdyby tylko chciał, nawet tu, na recepcyjnej ladzie. — Oblizała delikatnie usta.

    Patrzyła, jak przemyka przez lobby z tym swoim nonszalanckim luzem, w jednej dłoni trzymając telefon, drugą lekko, jakby od niechcenia, poprawiając mankiet koszuli.

    — Jon-sook? — wyrwała ją z zamyślenia Da-eun.

    — Kto? — zapytała, nie widząc nikogo oprócz młodych Kangów.

    — No asystent Han obok wiceprezesa

    — Obok Jae-wona? — spytała nieco zdziwiona, zerkając na nią kątem oka.

    — Tak — potwierdziła, kiwając głową.

    Soo-ah zmarszczyła brwi.

    — Nie no, co ty, to jego młodszy… — przerwała, bo nagle Ji-hwan zniknął jej z oczu.

    — Witam, pani ambasador — powiedział Jae-won, podchodząc bezpośrednio pod windy, gdzie stały obie kobiety.

    — Dzień dobry — ukłoniła się Da-eun, rozglądając się za Jon-sookiem.

    — Co tak oficjalnie, panie wiceprezesie — odparła z przekąsem Soo-ah i ruchem głowy jednoznacznie wskazała asystentce, by ta dała im chwilę prywatności.

    — To ja już pójdę — odparła, lekko speszona. — Muszę znaleźć asystenta Hana, jestem pewna, że widziałam go przed chwilą. — Ukłoniła się nieco niezdarnie i wycofała tyłem w stronę recepcji.

    Gdzieś ty się podział? — zastanawiała się, rozglądając po zatłoczonym od kilku godzin holu. Chciała z nim porozmawiać o szczegółach swojej roli podczas wizyty kontrolnej, którą przewidział dla niej profesor Jung Ki-Young.

    Ji-hwan zastygł na moment, widząc Da-eun patrzącą w jego stronę.

    To ona? Na pewno ona. Te okulary rozpoznałbym wszędzie — przycupnął za donicą ogromnego dracena, sprowadzonego specjalnie na tę okazję.

    Na szczęście mnie nie zauważyła — odetchnął z ulgą, ale zaraz odzyskał czujność, widząc, jak dziewczyna zaczęła iść w stronę jego kryjówki.

    — Cholera — syknął przez zaciśnięte zęby i błyskawicznie, chcąc pozostać niezauważony, schował się za ladą recepcji.

    — Cześć, Sun-mi, nie widziałaś może młodego mężczyzny w szarym, pół formalnym garniturze z delikatną niebieską kratą i z jedwabną, bordową chusteczką w butonierce?

    — Niestety — pokiwała przecząco głową. — Ale dzisiaj jest tu taki ruch, że mogłam go przeoczyć. Może Bo-young albo Min-jung coś widziały, zapytaj je — dodała, jednocześnie podając teczkę kobiecie, która właśnie przyszła odebrać materiały informacyjne i identyfikator.

    Ji-hwan prawie nie oddychał. Przez niewielką szczelinę pomiędzy panelami łączącymi dwie części lady zobaczył, jak Da-eun odeszła na kilka kroków w stronę małego stolika z kawą, przy którym stała druga z recepcjonistek.

    Muszę to wykorzystać, zanim ktoś mnie zauważy — delikatnie obrócił się, uważając, by być maksymalnie cicho.

    Ładny widok — pomyślał, widząc parę szczupłych nóg zaczynających się od eleganckich, granatowych, zamkniętych butów o niskim obcasie. Spojrzał w górę. Spódnica. Pochylił głowę tak bardzo, że uchem prawie dotknął podłogi, jego oczom ukazały się teraz delikatne koronkowe majtki w kolorze różu z czerwonymi dodatkami. Na przodzie znajdowała się mała wyhaftowana truskawka z angielskim napisem „Eat me”.

    Po co one zakładają taką bieliznę? — uśmiechnął się z niedowierzaniem, trącając ramieniem nogę od krzesła.

    Dziewczyna odruchowo cofnęła się.

    — Przepraszam… co pan tu robi?! — syknęła, rękami nerwowo obciągając spódnicę. W pierwszej chwili chciała zadzwonić po ochronę, ale zanim chwyciła za słuchawkę, zorientowała się, że ten podglądacz idealnie pasował do opisu jej koleżanki.

    — Da-eun! Znaczy, pani Han! — zawołała. — Tu jest ten mężczyzna… — nie dokończyła zdania, bo Ji-hwan, wykorzystując chwilę jej nieuwagi, zniknął.

    Mało brakowało — próbował zebrać myśli. Ale majtki miała naprawdę stylowe… szkoda tylko, że i tak nie rozpoznam jej twarzy — uśmiechnął się do siebie i wszedł do pomieszczenia na tyłach recepcji.

    Pokój był skromnie urządzony.

    To chyba jakaś szatnia? — nie zdążył się dokładnie rozejrzeć, bo nagle usłyszał, jak ktoś wchodzi do środka.

    Da-eun? — zastanowił się przez ułamek sekundy, po czym wszedł do pierwszej lepszej szafy.

    Najpierw słyszał jakieś stłumione odgłosy, potem dzwonek telefonu. Damski głos mówił coś chyba po wietnamsku, ale nie słyszał dokładnie, bo metalowe drzwi skutecznie tłumiły dźwięki.

    Chyba tutaj utknąłem — stwierdził, opierając plecy o chłodną blachę. Cała ta sytuacja zaczynała mu przypominać farsę. Im dłużej ciągnął tę grę, tym bardziej miał świadomość, że prędzej czy później wszystko się wyda. Nie był przecież żadnym asystentem Han Jon-sookiem, za którego brała go Da-eun.

    Jestem dyrektorem operacyjnym i synem właściciela Kang Holdings, Kang Ji-hwanem. — Nie chciał nadużywać jej zaufania. Nie rozumiał, jak to się stało, że zaczęła zajmować w jego myślach coraz więcej miejsca. Na początku traktował ją jak koleżankę z pracy, nic ponad to. Była nieco zbyt ambitna, czasem chaotyczna, ale w tym chaosie była jakaś autentyczność, której brakowało mu w świecie wypełnionym wyłącznie chłodnymi kalkulacjami i bezdusznymi raportami. Z czasem jednak dostrzegał w niej coraz więcej. I to właśnie sprawiało, że dręczyły go wyrzuty sumienia.

    To tylko coraz lepsza relacja między kolegami. I tak jest dobrze — powtarzał sobie uparcie, ale jednocześnie czuł, że to kłamstwo. Bo gdyby naprawdę chodziło tylko o koleżeństwo, dlaczego tak bardzo przejmował się nią i dlaczego po ich ostatnim spotkaniu łapał się na tym, że odruchowo sięgał po telefon, by sprawdzić, czy czegoś nie napisała.

    Zacisnął zęby. Wiedział, że prawda w końcu wypłynie. I co wtedy? Co pomyśli Da-eun, gdy dowie się, że od początku ją oszukiwałem? — Nie chciał jej skrzywdzić. Tego był absolutnie pewien.

    Powiem jej, ale jeszcze nie teraz, muszę znaleźć właściwy moment, zanim sama odkryje prawdę i znienawidzi mnie za to. Muszę…

    W pewnym momencie szafa otworzyła się.

    Wstrzymał oddech.

    Dosłownie pół metra od niego stała młoda dziewczyna w samej bieliźnie, która pochłonięta rozmową na szczęście go nie zauważyła.

    — Pełen serwis — westchnął z podziwem, na moment zapominając, po co się tu schował.

    Dziewczyna mechanicznie odwiesiła swoje ubrania, następnie sięgnęła po służbowy uniform wiszący tuż obok niego. Cofnął się, starając przykleić do pleców szafy. Czuł jej palce na czole, kiedy brała wieszak. Wstrzymał oddech. Drzwi zamknęły się. Słyszał jeszcze przez chwilę, jak rozmawia i krząta się po pomieszczeniu, ale po kilku minutach dźwięki ustały.

    — No nareszcie — odetchnął z ulgą, starając się wyjść. Drzwi jednak były zamknięte.

     

     

    [1] Jamsil (잠실역) – jedna z największych i najbardziej ruchliwych stacji metra w Seulu, położona na przecięciu linii 2 i 8. Znajduje się w dzielnicy Songpa-gu, w pobliżu kompleksu rozrywkowego Lotte World i stadionu baseballowego. W godzinach szczytu panuje tu wyjątkowy tłok, charakterystyczny dla największych azjatyckich metropolii. W 2024 roku stacja Jamsil odnotowała średnio 156 000 pasażerów dziennie, co uczyniło ją najczęściej uczęszczaną stacją w sieci metro Seulu.

    0 Komentarze

    Uwaga! Twój komentarz będzie niewidoczny dla innych gości i subskrybentów (z wyjątkiem odpowiedzi), w tym dla Ciebie po okresie karencji.
    Uwaga