Header Background Image

    Soo-ah i Jae-won weszli do windy. Powietrze aż gęstniało od napięcia, którego nie rozpraszał nawet cichy szum klimatyzacji.

    — Siedemdziesiąte trzecie? — zapytał retorycznie, naciskając przycisk.

    — Teraz znowu mówisz do mnie nieformalnie — zauważyła Soo-ah.

    — Jesteśmy sami — odpowiedział krótko, nawet nie patrząc w jej stronę.

    — Nie rozumiem — odezwała się po chwili.

    — Czego?

    — Jak można być takim… dziwnym? — wyrzuciła z siebie z irytacją. — Raz jesteś zimny jak kra na rzece Han zimą, po czym zawozisz mnie do domu. To znowu unikasz mnie…

    — Kiedy niby cię unikałem? — przerwał jej i po raz pierwszy, odkąd wsiedli do windy, spojrzał w jej stronę.

    — W poniedziałek! — fuknęła, zaciskając pięść. — Nie przyszedłeś na spotkanie.

    — To było zwykłe zebranie — stwierdził bez cienia emocji. — Nic, co byłoby warte mojej uwagi.

    — Czyli uważasz, że nie jestem dość ważna, żebyś poświęcił mi swój cenny czas? — jej głos zadrżał.

    — Pani ambasador, wydaje mi się, że miesza pani prywatne kompleksy ze sprawami służbowymi.

    — Ty głupi, nieczuły palancie! — wybuchła i już chciała uderzyć go w twarz, gdy nagle drzwi windy otworzyły się.

    — Piętro dziewiętnaste — oznajmił kobiecy głos z głośnika. Do kabiny wszedł Kang Ji-young, CMO[1], który pomimo zbieżności nazwisk nie miał nic wspólnego z rodziną Jae-wona.

    — Dzień dobry, wiceprezesie Kang — ukłonił się dyrektor i poprosił o wciśnięcie przycisku sześćdziesiątego drugiego piętra.

    — Oczywiście — odparł Jae-won, odwzajemniając ukłon.

    Drzwi windy zamknęły się, a atmosfera zgęstniała niczym poranna mgła nad Cheonggyecheon[2]. Zapanowała niezręczna cisza.

    Soo-ah kilka razy wymieniła groźne spojrzenia z Jae-wonem, ale on tylko lekko uśmiechnął się pod nosem, czym rozpalił jej złość do czerwoności.

    Śmieje się?! Nie wierzę. Soo-ah czuła, że tylko to, iż nie są w windzie sami, powstrzymuje ją przed wydrapaniem mu oczu. Gdyby nie był taki zadufany w sobie, może nawet by go polubiła.

    Jae-won spojrzał na purpurową od gniewu twarz dziewczyny.

    Nawet teraz wygląda słodko, jej policzki płoną jak wiśnie podczas festiwalu Beotkkot Chukje[3] — stwierdził, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Jest taka wściekła, że gdyby mogła, to pewnie rzuciłaby się na mnie z pazurami — uśmiechnął się sam do siebie, widząc jej uroczą bezradność.

    Stali tak jeszcze przez chwilę, oboje kalkulując kolejne kroki.

    Gdy dyrektor Kang wreszcie wyszedł, a drzwi windy ponownie się zamknęły, Soo-ah skoczyła do niego niczym sprężyna.

    — Więc dlaczego tak dobrze mnie traktowałeś? — spytała z wyraźną pretensją w głosie.

    — Byłaś naszym gościem, co niby miałem zrobić? — wzruszył ramionami.

    — Że jak? — wybuchła, próbując ponownie uderzyć go w twarz.

    Jae-won chwycił ją za nadgarstki i stanowczo przytrzymał.

    — Uspokój się! — krzyknął. — Nie mogłem pozwolić, żeby coś ci się stało.

    — I tyle? — jej głos zadrżał.

    — Tyle — skłamał, bo z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny naprawdę się wtedy o nią martwił.

    — Więc chcesz mi powiedzieć, że łączą nas tylko sprawy służbowe? — poczuła, jak niewidzialna obręcz ściska jej serce.

    — Nie do końca. Przez tę komedię, jaką zrobiłaś w domu u moich rodziców, mam teraz same problemy. Musisz to odkręcić.

    — Co? — spojrzała na niego z niedowierzaniem. — Niby jak?

    — To proste, nawet dla ciebie. Pojedziesz do nich i przeprosisz. Powiesz, że ich okłamałaś i nie jesteś żadną moją dziewczyną.

    Soo-ah zacisnęła pięści, upokorzona i wściekła.

    Jak on może tak postępować? Czy naprawdę w ogóle na niego nie działam?

    — Piętro siedemdziesiąte trzecie — usłyszeli komunikat.

    Drzwi otworzyły się.

    Wyszła szybkim, wojowniczym krokiem na zatłoczony korytarz, nie zwracając uwagi na tłum ludzi: prezes Lee Jae-keun z KB Kookmin Bank prowadził właśnie dyskusję z menedżerami SK Holdings, a dyrektor Jang z LG Capital wymieniał wizytówki z szefową marketingu ze Stanów.

    — Stop! — głos Jae-wona zabrzmiał tak stanowczo i głośno, że kilka osób odwróciło się w ich stronę, a gwar na chwilę ucichł.

    — Co jeszcze?! — obróciła się na pięcie, a oczy błyszczały jej ze złości.

    — Nie zapomniałaś o czymś? — spytał chłodno, patrząc jej prosto w oczy.

    W korytarzu zapadła cisza, szmer rozmów ustał, a oczy wszystkich zebranych skierowały się w ich kierunku. Cały świat jakby na chwilę się zatrzymał.

    — A racja — odpowiedziała chłodno, choć we wnętrzu wrzała. Zdecydowanym krokiem podeszła do niego, chwyciła za krawat i jednym ruchem ściągnęła go do swojego poziomu. Jej usta zderzyły się z jego wargami z mocą burzy — nie było w tym nic łagodnego, brutalna siła, z którą próbował walczyć.

    O kurwa. — Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, zacisnął zęby, nie chcąc wpuścić jej do środka, ale z każdą sekundą czuł, że przegrywa tę bitwę. Przyciągnęła go bliżej, nie zważając na milczącą publikę.

    Jae-won uległ sile jej pragnienia, zupełnie tracąc kontrolę nad swoim ciałem. Jej język zatańczył z jego językiem, ciepły, wilgotny, rozpalający wszystkie jego obawy.

    Ich oddechy mieszały się ze sobą, a w powietrzu unosił się niemal namacalny żar pożądania; przycisnął ją tak mocno, że na chwilę straciła oddech. Czuła, jak jej piersi uderzyły niczym wzburzona woda o skalisty brzeg w jego tors, pozostawiając na skórze elektryzujące mrowienie. Przymknęła oczy. Jej dłoń zacisnęła się na jego krawacie, aż materiał prawie wbijał się w jego szyję. Przejął inicjatywę.

    Pocałunek stał się głębszy, śmielszy, a ona czuła, że zaraz zatraci się w nim bez reszty, nie myśląc o nikim i niczym.

    — Mhm… — ktoś z obsługi chrząknął znacząco, a przez korytarz przeszedł lekki szmer zduszonych westchnień i zawstydzonych chichotów.

    W końcu opamiętał się, oderwał się od niej z siłą większą, niż planował. Spojrzał na nią. Oczy miała rozognione, policzki drżały od emocji, a jego spodnie zrobiły się bardzo ciasne. Jae-won spojrzał na nią z mieszanką szoku i bezradnego pożądania, jakby właśnie świat obrócił mu się do góry nogami.

    — No… ten… — ściągnął nieporadnie marynarkę, zasłaniając nią swoją sterczącą niczym Namsan Seoul Tower[4] męskość. — Miałem na myśli te dokumenty, z którymi wczoraj pani ambasador przyjechała. Musimy je dzisiaj uzgodnić.

    — Oczywiście, panie wiceprezesie — jej głos lekko zadrżał z emocji, ale również z tego niecodziennego widoku. — Po zebraniu zapraszam do mojego gabinetu — odparła oschle, nie mogąc zrozumieć, dlaczego, pomimo takiej reakcji jego ciała, znowu ją odtrącił.

    — Wolałbym jakiś bardziej neutralny grunt — wyjaśnił chłodno, jakby to, co właśnie się wydarzyło, było tylko przypadkowym zdarzeniem, a nie momentem prawdy, którego nie chciał zaakceptować.

    Zmarszczyła brew.

    — Nie chciałbym, aby taki incydent jak ten sprzed chwili się powtórzył — dodał ze sztucznym, służbowym uśmiechem.

    Soo-ah czuła, jak krew uderza jej do głowy. Była wściekła i gdyby nie fakt, że było tyle osób na korytarzu, chętnie rzuciłaby się na niego i wydrapała mu oczy.

    Co z tym gościem jest nie tak? Czy muszę go przelecieć, żeby zaakceptował fakt, że się we mnie zakochał?

    — Sala konferencyjna 03 na siedemdziesiątym drugim. Pasuje?! — i nie czekając na jego odpowiedź, zniknęła w tłumie, zostawiając za sobą tylko cichy stukot obcasów, po którym nawet prezes Lee zapomniał, co miał powiedzieć.

    Ji-hwan był w niewiele lepszym położeniu. Już od piętnastu minut próbował bezskutecznie wydostać się z szafy, raz po raz uderzając barkiem z całych sił w drzwi.

    — Kurwa — wycedził przez zaciśnięte zęby, gdy jego ramię wydało dziwny trzask po kolejnym uderzeniu.

    Opadł na podłogę. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, a pulsujący ból ramienia uniemożliwiał jakikolwiek ruch ręką.

    — Aaaa… — zrobiło mu się niedobrze, kiedy spróbował mimo wszystko ją podnieść.

    Nie jest chyba złamana, ale coś mi się stało z barkiem — czuł, jak powoli traci kontakt z rzeczywistością.

    — Jon-sook… asystencie Han! — usłyszał, jak przez mgłę, znajomy kobiecy głos.

    — To ty? To naprawdę ty — wydusił z siebie z ulgą, a na jego twarzy, oprócz grymasu bólu, pojawił się szczery uśmiech.

    — Wstajemy, no już — powiedziała stanowczym głosem Da-eun, nieco przerażona wyglądem jego prawej ręki, która w dziwny, nienaturalny sposób zwisała wzdłuż tułowia.

    — Jak mnie znalazłaś — wyszeptał.

    — Czy to teraz istotne? Porozmawiamy sobie o tym później — z jednej strony była na niego zła, ale z drugiej naprawdę się o niego martwiła. Pomogła mu wstać. — Wesprzyj się na mnie, musimy znowu jechać do szpitala.

    Ji-hwan stracił równowagę i, osuwając się z powrotem do szafy, zdrową ręką próbował złapać się Da-eun.

    Przerażona dziewczyna, widząc upadającego Jon-sooka, usłyszała tylko głośny trzask rozciąganego materiału.

    — Nic ci nie jest? — wyszeptała z trudem, starając się go jakoś chwycić za ramiona.

    — Ze mną gorzej już być nie może, ale ty… — wskazał dłonią na jej zniszczone ubranie.

    — Co? — Zakryła uda dłońmi. Jej potargana spódnica leżała na ziemi koło stóp, a rajstopy miały wielką dziurę od ściągacza aż po kolano, przez którą widać było białe koronkowe figi z wyszytymi trzema różowymi serduszkami. — Gdzie się patrzysz!

    — To już dzisiaj trzeci raz — rzucił półżartem, odwracając wzrok.

    Da-eun zignorowała, a może naprawdę nie słyszała jego uwagi, bo była zajęta znalezieniem sposobu na rozwiązanie tej krępującej sytuacji.

    — Szafa — wskazała palcem. Może coś tutaj znajdę. Zaczęła szybko przesuwać wieszaki. Nagle na najwyższej półce dostrzegła obcisłą, nieco znoszoną mini, bardziej pasującą do klubu niż do biura. Musi wystarczyć. Wspięła się na palcach, by po nią sięgnąć, nie zwracając uwagi, że jej majtki znalazły się idealnie na wysokości jego wzroku.

    — O Buddo — westchnął cicho Ji-hwan, nie mogąc oderwać od nich wzroku. Dlaczego czuję się tak dziwnie? Przy innych kobietach czułem co najwyżej ciekawość, ale teraz to coś innego. Coś, co rozpala we mnie dziwny, trudny do opanowania żar.

    — Dobra, wstajemy, druga próba — poleciła Da-eun, przerywając jego rozważania.

    Ji-hwan podał jej sprawną rękę i dopiero teraz naprawdę na nią spojrzał. Biała koszula i biznesowa marynarka nadawały jej wygląd profesjonalnej pracownicy, ale od pasa w dół wyglądała zupełnie inaczej. Wściekle czerwona mini i podarte rajstopy pasowały bardziej do nocnego klubu niż do biura. Ten absurdalny kontrast sprawił, że kąciki jego ust drgnęły.

    — Przestań pajacować i lepiej mi pomóż, wiem jak wyglądam — rozkazała, udając rozbawienie.

    Usiedli na ławce.

    — Jak ty w ogóle tam się znalazłeś? — mruknęła jakby do siebie, ale na tyle głośno, że musiał ją usłyszeć.

    — No cóż, ja… — zaczął niepewnym głosem, kompletnie nie wiedząc, jak się wytłumaczyć.

    — Musimy unieruchomić ci tę rękę, zanim obejrzy ją lekarz. — Nie czekając na jego zgodę, jednym szybkim ruchem ustawiła ją blisko ciała, lekko zgiętą w łokciu.

    Ji-hwan zawył z bólu.

    — Delikatniej, proszę — wyszeptał, z trudem łapiąc oddech.

    — Spokojnie, już kończę, skarbie — wymsknęło jej się przypadkiem.

    Da-eun poczuła, że serce podskoczyło jej do gardła. Czy ja właśnie powiedziałam do niego „skarbie”?! Nie, nie, nie… szybko muszę naprawić to przejęzyczenie.

    Zawiązała ciaśniej szal, który znalazła na jednej z półek szafy, w której chował się Jon-sook. Mocniej przyciągnęła jego rękę do ciała, powodując celowo ból.

    Przepraszam, ale dzięki temu może nie zauważysz mojej wpadki — i choć czuła się z tym podle, nie potrafiła inaczej ukryć zażenowania.

    — Sssyy… uważaj trochę — jęknął, próbując odsunąć ramię, co skutkowało nagłym, ponownym bólem promieniującym od łokcia aż do szyi. — Nie możesz tego zrobić trochę luźniej?

    — Mogę, ale nie chcę. Na drugi raz rusz głową, zanim znowu zrobisz coś tak głupiego. Idziemy już.

    Kiedy zbierali się do wyjścia, nagle telefon Da-eun zawibrował.

    — Co znowu? — westchnęła, puszczając Jon-sooka, który bezwładnie osunął się z powrotem na ławkę.

    Zerknęła na ekran telefonu:

    „Przynieś mi te nieszczęsne raporty do poprawy, sala 72-03.”

    „A i nie wchodź w drogę kochanej narzeczonej mojego brata. Jest zła, że jeszcze ich nie dostała.”

    Wzdrygnęła się na samą myśl, że będzie musiała teraz się tym zająć, zamiast pomóc mężczyźnie, na którym, wbrew jej woli, zaczynało jej coraz bardziej zależeć.

    — Musisz tu chwilę na mnie poczekać — wytłumaczyła jak dziecku, stanowczo, ale ciepłym głosem. — Sprawa awaryjna.

    — Coś się stało?

    — To nic… po prostu moja szefowa… ech, za dużo by tłumaczyć — westchnęła ciężko. — Siedź i nie wpakuj się w jakąś kolejną aferę.

    — Dobrze — kiwnął głową, ale ona już tego nie słyszała. Szybkim krokiem dopadła windy, która akurat przyjechała.

    — Mam szczęście — mruknęła z przekąsem.

    Wsiadła do windy.

    Gdybym nie usłyszała tego dziwnego hałasu, pewnie siedziałby dalej w tej szafie. Zmarszczyła brwi. Tylko co on robił w damskiej szatni?! To pytanie nie dawało jej spokoju.

    Dobra, dziewczyno, skup się, zajmiesz się tym później — starała się skupić na zadaniu.

    Kiedy wpadła do sekretariatu, rzuciła torebkę na fotel, po czym weszła do gabinetu.

    — Muszę znaleźć te papiery — mruknęła pod nosem. Zaczęła przeglądać teczki na biurku.

    — Ale burdel — syknęła. — Gdzie to do cholery jest…

    Powoli ogarnęła bałagan zostawiony przez Soo-ah i znalazłszy wreszcie odpowiednie dokumenty, zadowolona z siebie ruszyła w stronę wyjścia.

    Gdy czekała na windę, przypomniała sobie o papierach przygotowanych dla Hye-jin. Wyciągnęła telefon z kieszeni i wybrała numer.

    Po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa.

    — No hej, papiery o które prosiłaś są gotowe, opisałam wszystkie zagrożenia, słabe punkty, kamienie milowe i zakreśliłam najważniejsze kwoty. Segregator włożyłam do skrzynki depozytowej przy sekretariacie. Kod 4-3-6-7-2-8, odbierz go w wolnej chwili. Zadzwoń później, chciałam umówić się z tobą na jakiś babski wieczór.

    Rozłączyła się akurat, gdy wysiadała z windy. Szybkim krokiem podeszła pod salę 03.

    — Dzień dobry — usłyszała znajomy głos. — Czy widziała pani może Hwang Soo-ah? Czekam na jej raporty.

    To dyrektor finansowa! — przestraszyła się, odruchowo opierając plecami o ścianę.

    — Dzień dobry — zacisnęła mocniej ręce na teczce. — Jest na spotkaniu z przedstawicielem Kang Holdings — odpowiedziała, kłaniając się nisko.

    — Co za ciekawa stylizacja. — So-you zlustrowała ją od stóp do głów.

    — To najnowszy trend — odpowiedziała ściszonym głosem, następnie grzecznie wycofała się tyłem, chwyciła za klamkę i bez pukania jednym szybkim ruchem weszła do środka.

    Wiceprezes Kang siedział naprzeciw wejścia za dużym stołem konferencyjnym, nieco odchylony do tyłu z szeroko rozłożonymi rękami i dziwną miną.

    — Przepraszam, że przeszkadzam — zająknęła się Da-eun, nie widząc swojej szefowej — ale pani Hwang poleciła mi przynieść…

    Nie dokończyła, bo nagle usłyszała głuche stuknięcie.

    — Kurwa, moja głowa — jęknęła Soo-ah, wychodząc spod stołu i wkładając sobie palec do oka. — Znalazłam go, moje szkło kontaktowe.

    Podeszła do asystentki, przecierając dłonią usta.

    — No dobra, dawaj te papiery — oświadczyła, po czym niemal wypchnęła zdezorientowaną Da-eun z pomieszczenia.

    Dziewczyna stanęła przez chwilę przed zatrzaśniętymi przez Soo-ah drzwiami, próbując zebrać myśli.

    Co ja właśnie widziałam? — Przekrzywiła głowę. To było… naprawdę dziwne.

    Przejechała kilkukrotnie palcami po włosach.

    Nieważne, teraz muszę zająć się Jon-sookiem — choć wciąż nie wiedziała, czy bardziej martwi się o jego bark, czy jest na niego wściekła za to, że znalazła go w szafie w damskiej szatni.

    [1] CMO (최고마케팅책임자) Chief Marketing Officer – dyrektor marketingu, jeden z kluczowych członków zarządu w dużych firmach, odpowiedzialny za strategię marketingową i komunikacyjną przedsiębiorstwa.

    [2] Cheonggyecheon (청계천) – sztucznie odtworzony strumień w centrum Seulu o długości 10,9 km, biegnący przez dzielnice Jongno i Jung. Popularne miejsce spacerów, wydarzeń kulturalnych i atrakcji turystycznych, szczególnie malownicze wieczorami, gdy brzegi oświetlają liczne lampiony i instalacje świetlne.

    [3] Beotkkot Chukje (벚꽃축제) – Festiwal Kwitnących Wiśni obchodzony w Korei Południowej na przełomie marca i kwietnia. Najsłynniejsze odbywają się w Jinhae oraz w parku Yeouido w Seulu. To jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń wiosennych, przyciągające tłumy mieszkańców i turystów, którzy podziwiają kwitnące drzewa i uczestniczą w licznych wydarzeniach kulturalnych.

    [4] Namsan Seoul Tower (남산서울타워) – charakterystyczna wieża telewizyjno-widokowa zlokalizowana na szczycie wzgórza Namsan w centrum Seulu. Ma 236 metrów wysokości i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasta. Z tarasu widokowego rozciąga się panorama całej stolicy Korei Południowej; miejsce popularne zarówno wśród mieszkańców, jak i turystów.

    0 Komentarze

    Uwaga! Twój komentarz będzie niewidoczny dla innych gości i subskrybentów (z wyjątkiem odpowiedzi), w tym dla Ciebie po okresie karencji.
    Uwaga