Biurowy układ – Rozdział 3 – Złe dobrego początki
przez Zibi the BeadrdedDa-eun szła korytarzem jak na ścięcie.
Jak ja jej to powiem? — skrzywiła się, przyspieszając kroku. Wciąż miała w uszach ostry ton Soo-ah, gdy rano oberwało jej się za brak jednej strony w raportach.
Jedna strona?! — A jednak to wystarczyło, by poczuła się jak przedszkolak przy tablicy.
Teraz to pewnie mnie pobije… — pomyślała, rozważając przez chwilę, co wpisze w CV po zwolnieniu.
Zatrzymała się przed drzwiami gabinetu i wzięła głęboki wdech. Byle mieć to już za sobą.
Zapukała.
— No wchodź — padło z wnętrza.
Wsunęła się do środka i szybko, niemal na jednym oddechu, powiedziała:
— Pani Hwang, wiceprezes Kang niestety nie ma czasu spotkać się z panią.
Zamknęła oczy, jakby przygotowując się na cios w twarz.
Ku jej zaskoczeniu, Soo-ah nie eksplodowała. Powoli odłożyła pióro, wypiła łyk espresso, które już dawno straciło resztki ciepła, i spojrzała na nią tym swoim przerażającym spojrzeniem.
— Nie ma czasu dzisiaj?
— Nie ma czasu w ogóle… — wydukała Da-eun, jakby to były jej ostatnie słowa w tym życiu. — Powiedzieli, że mam zadzwonić w przyszłym tygodniu…
— Jak to „w przyszłym tygodniu”?! — Soo-ah odchyliła się na krześle, krzyżując ręce. — Pytałaś bezpośrednio jego asystentki?
— Tak. Odpowiedziała, że jego kalendarz jest pełny i pan wiceprezes nie planuje nowych spotkań przez najbliższe dni.
— I co? Tak po prostu odłożyłaś telefon?! — wybuchła w końcu, uderzając dłonią w blat tak mocno, że kilka rzeczy posypało się z biurka na podłogę.
Da-eun odruchowo podeszła, by to pozbierać, ale Soo-ah szybko wyprowadziła ją z błędu:
— Wyjdź. Sama pozbieram — rzuciła i machnęła ręką w stronę drzwi.
Dziewczyna skinęła głową i niemal wybiegła, przysięgając sobie, że więcej nie zbliży się do tej kobiety bez kamizelki kuloodpornej.
Za te pieniądze? Żeby jeszcze mnie tak traktowała! — oburzyła się, zamykając za sobą drzwi.
— O, jesteś — usłyszała znajomy głos.
Hye-jin, asystentka dyrektor finansowej, podeszła do niej, taszcząc kilka segregatorów i luźno związany plik notatek wciśnięty pod pachę.
— Mam dla ciebie dokumenty.
— Jakie dokumenty? — zdziwiła się, choć już przeczuwała, że odpowiedź jej się nie spodoba.
— Te, dotyczące kontraktu Gangnam Landmark — powiedziała, z ulgą kładąc wszystko na biurku. — Moja szefowa poprosiła, żeby pani Hwang przejrzała jej uwagi. Wszystko zaznaczyła żółtym zakreślaczem.
— Ale… — Da-eun poprawiła okulary i z wyraźną niechęcią spojrzała na dokumenty. — Czemu dajesz to mnie?
— Bo dyrektor Choi powiedziała, że mam je przekazać asystentce pani Hwang — wzruszyła ramionami. — A szczerze? Nie mam komu innemu tego dać.
— Ja nie jestem jej asystentką! — zaprotestowała, rozkładając ręce. — Ja po prostu kiedyś spotkałam panią Hwang w pokoju socjalnym, a potem… ech… jakoś tak…
— To nie moja sprawa, ja zrobiłam swoje — mruknęła obojętnie, odgarniając kosmyk włosów za ucho. — Ale skoro twierdzisz, że to nie to, po prostu przekaż jej te papiery, jak ją spotkasz.
— Bardzo śmieszne — skwitowała Da-eun. — Ty sobie nie zdajesz sprawy, ile przez to mam problemów.
— To znaczy?
— Nie dość, że muszę robić wszystko dla pani Hwang, to jeszcze mój szef żąda ode mnie, abym wywiązywała się ze swoich obowiązków — westchnęła zrezygnowana. — Nie wiem, co mam robić. Przez ostatnie trzy dni spałam zaledwie sześć godzin.
— Może powinnaś porozmawiać z panią ambasador.
— Z Soo-ah? Daj spokój. Już i tak mam przerąbane za to, że nie udało mi się umówić spotkania z wiceprezesem Kangiem — westchnęła ciężko, opierając się o krawędź biurka.
— Akurat w tej sprawie może będę mogła ci pomóc — uśmiechnęła się tajemniczo, jakby właśnie zdradzała sekret korporacyjnego podziemia.
— Naprawdę? — uniosła głowę, a jej oczy zabłysły.
— Rozmawiałam kiedyś z jego młodszym bratem. Poznaliśmy się przy okazji jednego z kontraktów. Może spróbuj przez niego? — powiedziała, wyciągając z kieszeni telefon.
Przez chwilę szukała kontaktu, po czym podeszła do biurka.
— Z tego, co wiem, też jest zaangażowany w sprawy związane z Gangnam Landmark. — Oderwała kartkę z notesu, zapisała numer i podała ją Da-eun.
— Kang Holdings? Kang Jae-won Kang? — przeczytała cicho, jakby nie dowierzała, że trzyma w ręku coś tak cennego. — Ten dyrektor operacyjny?
— Dokładnie tak — skinęła głową z satysfakcją. — A poza tym miły i uczynny człowiek. Zupełne przeciwieństwo swojego starszego brata.
W tym samym czasie Soo-ah chodziła nerwowo po gabinecie.
Może trochę przesadziłam… — przemknęło jej przez myśl. — W końcu to nie była do końca jej wina. Wyrobi się. Jest młoda.
Przeszła kilka kroków wzdłuż pokoju, potem z powrotem, znowu do okna i z powrotem pod ścianę. Nerwowo zaczęła obgryzać skórkę przy kciuku — nawyk, z którym bezskutecznie próbowała walczyć od liceum.
No pięknie, Soo-ah. Jesteś coraz bardziej podobna do swojej matki. Gratulacje.
Zacisnęła usta. Porównywanie jej do przewodniczącej zawsze podnosiło jej ciśnienie.
Nie po to tyle lat uciekałam z jej cienia, żeby teraz robić z siebie jej młodszą wersję.
Westchnęła ciężko i w końcu podeszła do biurka. Kucnęła i zaczęła zbierać porozrzucane rzeczy z podłogi.
No dobra, wracamy do roboty.
Usiadła ponownie przy biurku i rozłożyła papiery. Podwinęła rękawy koszuli i przeciągnęła dłonią po włosach.
— Pokażcie, co ukrywacie, moje drogie — szepnęła, patrząc na zestawienia kampanii reklamowych za ostatnie sześć miesięcy.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało w porządku: tabele, słupki, podpisy, nagłówki. Ale już po kilku minutach coś zaczęło zgrzytać. Kwoty się nie zgadzały. Dane z działu finansowego nijak nie korelowały ze stanami magazynowymi.
Niby wszystko w harmonogramie, ale zasięgi zupełnie nie pasują do wydanych środków.
Ponownie porównała kwoty z dokumentów z zestawieniem z HanCella.
— Nie jestem So-you, ale liczyć umiem — mruknęła pod nosem.
Pochyliła się, próbując ogarnąć fachowe określenia, które brzmiały dziwnie obco.
Koszty jednostkowe niestandardowych kanałów dystrybucji? Korekta wartości zapasów promocyjnych? Marża alokowana dynamicznie?
Super. Może jeszcze coś o regresji logarytmicznej mojego mózgu.
Westchnęła, otworzyła przeglądarkę i zaczęła wpisywać je po kolei.
Zatrzymała się przy haśle „rozliczenie wartości pozostałości kampanii reklamowej”.
Czyli to, co zostaje po imprezie, też jest ważne, ale jak mogło zostać, skoro poszło więcej niż było?
Zaznaczyła na jednej z umów fragment i dopisała obok na czerwono:
„Nie zgadza się z danymi z magazynu – sprawdzić transport/dystrybucję.”
Może mama jednak nie zmarnowała tych pieniędzy na czesne. — uśmiechnęła się do siebie.
Sięgnęła po telefon stojący na biurku. Nikt nie odbierał w sekretariacie.
— Co znowu? — westchnęła i wstała.
Otworzyła drzwi i zajrzała do środka.
Pusto.
Zmarszczyła brwi i wyciągnęła telefon z kieszeni.
Da-eun. — Wybrała numer.
— No gdzie ty jesteś? — zapytała, tracąc resztki cierpliwości.
— U siebie — odparła dziewczyna, nieco zdziwiona tym pytaniem.
— U siebie? — zdziwiła się Soo-ah. — Robisz ze mnie idiotkę? Przecież widzę, że cię nie ma.
— Ale ja naprawdę siedzę przy biurku i robię zestawienia.
— Jakie zestawienia?! — rzuciła, odwracając się w stronę pustego biurka.
— Dla kierownika Parka z marketingu — odparła spokojnym głosem.
— Co? — wybuchła, omal nie upuszczając telefonu. — Jakim prawem on ci coś zleca?
— Jest tak jakby moim szefem — powiedziała nieśmiało, teraz już sama nie będąc do końca tego pewna.
— Że niby co? Od kiedy?
— Od prawie sześciu miesięcy, kiedy zakończyłam staż i…
— Okej, rozumiem — przerwała jej w pół słowa. — Może nie wyraziłam się jasno, ale od naszego piątkowego spotkania w socjalnym zostałaś moją asystentką. Więc jeśli zaraz tutaj nie przyjdziesz, to nie będziesz robiła zestawień dla nikogo w tej firmie.
— Ale ja…
— Natychmiast — zakończyła połączenie.
Kurwa. Znowu przegięłam. — pomyślała sfrustrowana, zakrywając twarz dłonią. Powoli wróciła do gabinetu i bezwładnie opadła na fotel. Przez chwilę siedziała w ciszy, bębniąc paznokciami o krawędź biurka.
Nie chcę być jak ona. Nie chcę brzmieć jak moja matka.
Kilka minut później Da-eun pojawiła się w drzwiach — spięta, blada, jakby spodziewała się kolejnej fali złości.
— Już jestem — powiedziała cicho.
Soo-ah westchnęła, odsunęła krzesło i powoli wstała. Przeszła na drugą stronę biurka i zatrzymała się tuż przed nią.
— Przepraszam — powiedziała bez zbędnych ceregieli. — Źle zaczęłyśmy. Naprawdę źle.
Da-eun spojrzała na nią trochę zdziwiona. Nie była pewna, czy to sarkazm, a może prowokacja.
— Nie jestem łatwa we współpracy. Ale jestem fair. Więc jeśli będziesz robić swoją robotę porządnie, dam ci przestrzeń. I… — zawahała się — liczę, że mimo tego debilnego początku to będzie dobra współpraca.
Wyciągnęła rękę.
— Przejdźmy na ty, okej?
Da-eun przez chwilę nie była pewna, czy dobrze usłyszała, ale szybko się otrząsnęła i uścisnęła jej dłoń.
— Jasne… dziękuję. Trochę mnie pani zaskoczyła. To znaczy… ty mnie zaskoczyłaś — poprawiła się szybko.
Soo-ah lekko się uśmiechnęła.
— Przyzwyczaisz się.
Dziewczyna, nieco zakłopotana, postanowiła zmienić temat i wrócić do spraw służbowych.
— Przyniosłam dokumenty z działu finansowego — powiedziała cicho, starając się brzmieć profesjonalnie. — Asystentka pani dyrektor Choi przyniosła ich znacznie więcej, ale te są najważniejsze — dodała, kładąc segregator na jej biurku.
Soo-ah usiadła powoli, rzuciła okiem na dokumenty, po czym odchyliła się na fotelu i przeciągnęła z cichym westchnieniem.
— No dobra. Trzeba się tym zająć, ale najpierw zrób dwie kawy.
Asystentka skinęła głową i wyszła do sekretariatu.
— Oczywiście. Dla ciebie podwójne espresso, jak mniemam? — zapytała przez otwarte drzwi, sięgając po kubek.
— Dokładnie — skwitowała Soo-ah i zabrała się za przeglądanie papierów.
Po chwili Da-eun wróciła, niosąc dwie filiżanki, i bez słowa postawiła jedną obok klawiatury Soo-ah. Ta rzuciła tylko krótkie:
— Dzięki.
Obie zabrały się do pracy.
Do wieczora siedziały pochylone nad zestawieniami i raportami.
Kalkulacje się nie spinały. Przychody z kampanii nijak nie zgadzały się z danymi z magazynu.
— Tu jest kwota za drugą partię materiałów reklamowych. Ale ta partia nigdy nie trafiła do punktów dystrybucji — mruknęła Da-eun, porównując tabele przyjęć i wydań z magazynu.
— A tu… kwoty z inwestycji — dodała Soo-ah. — Na koncie jest więcej, niż wpisano w deklaracjach. Skąd to się wzięło?
— Zobacz: tu, tu i tu. Kang Holdings.
— Czyli ktoś nas robi w balona? — zapytała niepewnie Da-eun.
— Ychm — odpowiedziała zamyślona Soo-ah, nie odrywając wzroku od dokumentów. — To albo dział marketingu, albo finansów — dodała po dłuższej chwili.
— Albo oba — rzuciła Da-eun, wskazując palcem na kolejne znalezione nieścisłości.
Soo-ah oparła się o fotel, z zakreślaczem w zębach.
— Potrzebujemy spotkania z kimś, kto ma pełny wgląd w umowę. Najlepiej z kimś z zarządu Kang Holdings.
Da-eun zawahała się.
— Wiesz… udało mi się dziś zdobyć kontakt do młodszego brata wiceprezesa.
— Łał. Nie doceniłam cię — Soo-ah uśmiechnęła się szeroko, pierwszy raz od wielu godzin. — Zorganizuj spotkanie. I nie przyjmuj odmowy.
Da-eun przytaknęła.
Może jednak nadaję się do tej roboty… — pomyślała i wyciągnęła telefon z kieszeni.
Wybrała numer, powtarzając w myślach:
Jesteś asystentką, umawiasz spotkanie. Nic wielkiego.
— Tak? — odezwał się męski, niski, aksamitny głos.
Dziewczyna wyprostowała się jak struna.
— Dobry wieczór, z tej strony Han Da-eun, asystentka z działu marketingu Hwang Group. Dzwonię w imieniu pani Hwang Soo-ah, mojej przełożonej. Chciałabym umówić spotkanie w sprawie umowy Gangnam Landmark. Czy rozmawiam z asystentem pana Kang Ji-wona?
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza. Zupełnie jakby mężczyzna wahał się, co odpowiedzieć.
— Hm… w pewnym sensie tak.
— Wspaniale. Moja szefowa i dział finansowy zauważyli pewne niezgodności między naszymi danymi a państwa raportami. Chodzi o kwestie kosztów kampanii i rozbieżności w stanach magazynowych. Nic poważnego, raczej kwestia koordynacji.
— Rozumiem — odparł tonem, który sugerował, że dobrze się bawi. — To może, skoro to nic poważnego, spokojnie możemy to omówić sami?
— Nie rozumiem — zmarszczyła brwi, nieco zdezorientowana tym, jak swobodnie brzmiał jej rozmówca.
— Po prostu pomyślałem, że bez sensu od razu angażować przełożonych, skoro jako… asystenci możemy to spokojnie omówić między sobą.
— Oczywiście — odparła nieco zbyt szybko. — Kiedy byłby dla pana dogodny termin?
— Cóż, ja… — przerwał na moment. — Znaczy, mój szef ma co prawda ostatnio napięty grafik, ale ja mam pewną swobodę. Jeśli chce się pani umówić, możemy się spotkać… nawet jutro. Tak nieformalnie. Asystent z asystentką. Bez stresu, bez zbędnych formalności.
— Naprawdę? To byłoby cudowne! — Da-eun aż się rozpromieniła. — Może jedenasta?
— Idealnie. Proszę przesłać mi miejsce SMS-em. A tak w ogóle… — głos zniżył się do tonu niemal intymnego — …musi pani wiedzieć, że ma pani wyjątkowo przyjemny głos.
— Co? Ojej, ja… to znaczy… dziękuję? — kompletnie nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Czy ja właśnie dostałam komplement od asystenta dyrektora operacyjnego?
— Do jutra, pani Han — zakończył rozmowę niby formalnie, ale jego głos wciąż miał ten miękki, osobisty ton.
— Co jesteś taka czerwona na twarzy? — zapytała Soo-ah, unosząc wzrok znad dokumentów.
Da-eun niemal podskoczyła.
— Ja? Wcale nie… — dotknęła policzków dłońmi, po czym szybko dodała: — Załatwione. Spotkanie jutro o jedenastej.
Soo-ah odłożyła raport na blat i zaczęła sprawdzać kalendarz w telefonie.
— O jedenastej? Nie dam rady.
— Nie ty. Ja idę, to spotkanie z asystentem dyrektora operacyjnego, a nie z nim.
— Randka z asystentem? — Soo-ah zapytała z udawaną niewinnością.
— Nie, nie! — zaprzeczyła nerwowo. — To profesjonalne spotkanie.
— A ten rumieniec? — zapytała Soo-ah, z zadziornym błyskiem w oku.
Da-eun nic nie odpowiedziała. I choć to miało być tylko zwykłe spotkanie służbowe, po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna jutro użyć tego nowego tuszu do rzęs.
0 Komentarze