Biurowy układ – Rozdział 4 – Oppa, kim ona do cholery jest?!
przez Zibi the BeadrdedCafé Pascucci wydawało się dla Da-eun najlepszym wyborem na pół formalne spotkanie. Położona mniej więcej w połowie drogi między Hwang Group – niedaleko skrzyżowania Teheran-ro i Yeongdong-daero – a Kang Holdings, kawiarnia miała jeszcze jedną zaletę: nie była ani zbyt elegancka, ani zbyt pospolita.
Idealna, by porozmawiać z kimś, kto co prawda jest tylko asystentem, ale może mieć więcej do powiedzenia, niż niejeden menedżer.
W sam raz — stwierdziła z wewnętrznym przekonaniem, że kontroluje sytuację.
eszcze raz przejrzała dokumenty: tabelki, zestawienia, notatki. Wszystko uporządkowane, spięte kolorowymi zakładkami.
Wzięła do ręki tablet i już miała wychodzić, kiedy przypomniała sobie o apaszce, po której – jak się umówili – miał ją rozpoznać.
Cholera kompletnie o niej zapomniałam. Otworzyła służbową szafkę i zaczęła gorączkowo przeszukiwać półki.
Jest. Odetchnęła z ulgą, sięgając po apaszkę. Jasna, delikatna, z geometrycznym wzorem w ciepłych odcieniach beżu – kompletnie niepasująca do granatowej marynarki, którą miała dziś na sobie.
Co za okropne zestawienie zestawienia — skrzywiła się lekko, próbując ułożyć materiał tak, by nie zdominował dekoltu ani nie kłócił się z linią klap.
Za bardzo gryzie się z okularami.
Zerknęła w lustro na ścianie, po czym zdjęła je i schowała do bocznej przegródki teczki. Czarne, klasyczne oprawki z subtelnym połyskiem wyglądały elegancko, ale ona czuła, że w połączeniu z apaszką robią z niej bibliotekarkę z lat 90.
Sięgnęła po pojemniczek ze szkłami kontaktowymi.
Nie lubię ich nosić. Męczą oczy, pieką po godzinie. Ale przynajmniej wyglądam jak człowiek, a nie jak korepetytorka do matmy.
Zamrugała kilka razy, czekając aż obraz się wyostrzy. — Gotowe — powiedziała do swojego odbicia z cichą determinacją, po czym ruszyła w stronę windy.
Wyszła na zewnątrz i skierowała się w stronę przystanku. Poranny chłód powoli ustępował delikatnemu ciepłu, które sączyło się z rozgrzewających się murów i asfaltu. Miasto tętniło już swoim rytmem – kobieta w garsonce poprawiała szminkę w odbiciu witryny, ktoś krzyczał coś do kierowcy taksówki, a z przyulicznych kawiarni dobiegał zapach espresso i świeżych wypieków.
Zerknęła na telefon. „Już jestem.” – przeczytała wiadomość i lekko przyspieszyła kroku.
Dopiero dziesiąta czterdzieści. – stwierdziła. „Będę za piętnaście minut, właśnie wsiadam do autobusu.” – napisała w pośpiechu, widząc nadjeżdżający pojazd.
— Okej, spokojnie, dasz radę — mruknęła pod nosem, wpychając się do środka i przeciskając między ludźmi. Z jednej strony minęła starszą panią z torbą, z drugiej nastolatkę z ogromnymi słuchawkami.
Oczywiście. Jak zawsze pełen. — pomyślała, ściskając w dłoni rączkę torby.
— Przepraszam — usłyszała, gdy ktoś przypadkiem kopnął ją w kostkę.
Cholera! Dlaczego zawsze muszą być godziny szczytu? — skrzywiła się, rozmasowując bolące miejsce.
Stała na jednej nodze, próbując zachować równowagę.
I czemu założyłam ten płaszcz? Umrę z gorąca, zanim dojadę.
Wysiadła niedaleko muzeum sztuki i ruszyła pieszo w stronę kawiarni. Dobrze znała tę trasę – często wstępowała tam po pracy na kawę z jednej z ich autorskich mieszanek, które regularnie zmieniali i których była cichą fanką. Do tego zwykle brała wegańskiego cornetto – nie dlatego, że była weganką, ale po prostu dlatego, że smakował jej bardziej niż klasyczny.
Widząc z oddali znajome logo, uśmiechnęła się lekko — tym razem czekało ją coś więcej niż poranna kawa. To było jej pierwsze poważne spotkanie służbowe na nowym stanowisku.
Weszła do środka.
Już od progu powitał ją znajomy zapach espresso i subtelny aromat świeżych wypieków.
Na szczęście było jeszcze dość wcześnie, więc kawiarnia nie była przepełniona.
Rozejrzała się po sali. Przy jednym ze stolików, blisko okna, siedział wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i wyrazistych rysach twarzy. Miał elegancką marynarkę, a obok na stoliku leżał tablet.
To musi być on — uznała i podeszła pewnym krokiem, starając się wyglądać na spokojną i opanowaną.
– Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie! – powiedziała z lekkim ukłonem, siadając naprzeciwko. – Mam nadzieję, że nie czekał pan zbyt długo.
Mężczyzna uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony, ale zanim zdążył coś powiedzieć, kelnerka postawiła przed nimi dwie białe filiżanki z parującą kawą i zniknęła bez słowa.
Da-eun, nie zastanawiając się ani chwili, upiła łyk, po czym otworzyła teczkę i zaczęła szukać w niej wydrukowanego raportu z tabelą rozbieżności.
— Oppa, kim ona do cholery jest?! — zapytała kobieta przez zaciśnięte zęby, patrząc na niego, jakby właśnie ją zdradził.
— Nie mam pojęcia — odpowiedział zdezorientowany, jakby sam nie do końca rozumiał, co się właśnie wydarzyło.
Zamarła.
– Nie… nie… nie… nie… – próbowała coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
O kurwa! To nie on! — dotarło do niej w jednej, przerażająco jasnej sekundzie.
— Przepraszam! Myślałam, że to ktoś inny! – zarumieniła się, szybko wstała i niemal przewracając krzesło, zaczęła się cofać.
— Ktoś inny? — syknęła kobieta, zastępując jej drogę. – I ja mam w to uwierzyć?
— Przysięgam. — uniosła dłonie w obronnym geście. – To… to jakaś pomyłka. To… nie on.
— Nie on? To kto? — naciskała kobieta, zaciskając pięści.
— Ja — odezwał się spokojny, pewny głos za ich plecami.
Odwróciły się niemal jednocześnie i ujrzały mężczyznę w granatowej marynarce, który stał kilka kroków dalej z tabletem w ręku – spokojny, opanowany, jakby cała sytuacja w ogóle go nie zaskoczyła.
— To przez tablet — powiedział spokojnym głosem, starając się ostudzić emocje wiszące w powietrzu.
— Że co? — zapytał mężczyzna, który do tej pory starał się nie angażować w zamieszanie i wyglądał, jakby najchętniej zniknął pod stolikiem.
— Moja dziewczyna pomyliła stolik. – Podszedł do niej i chwycił ją lekko za rękę, jakby robił to codziennie.
— Pańska dziewczyna? — prychnęła kobieta z niedowierzaniem. – I nie poznała własnego chłopaka?!
— Ma prozopagnozję – odparł bez mrugnięcia okiem. – To taka neurologiczna przypadłość, która utrudnia rozpoznawanie twarzy. Wiedziała, że będę miał tablet, więc… uznała pana za mnie. To nie jej wina. Naprawdę przepraszamy.
Da-eun spojrzała na niego jak na wariata.
– Co pan wyprawia? – wyszeptała z niedowierzaniem.
Ale zanim zdążyła usłyszeć odpowiedź, po prostu chwycił ją za rękę i delikatnie, choć stanowczo, pociągnął w stronę wolnego stolika pod ścianą, zostawiając za sobą osłupiałą parę.
Usiedli.
— Z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że to była najgłupsza rzecz, jaką można było zrobić w tej sytuacji.
— Musiałem to jakoś załatwić — westchnął. – Inaczej ta kobieta by panią pobiła.
— To prawda — przyznała niechętnie. – Ale… Propago…coś tam?
— Prozopagnozja — wyjaśnił rzeczowo, nie spuszczając z niej wzroku.
— Nie wierzę, że tak łatwo w to uwierzyli. Kto normalny ma coś takiego?
— Ja — odpowiedział cicho, ale bez śladu wstydu. — To dlatego napisałem o apaszce i tablecie.
Da-eun zrobiła się czerwona na twarzy. Przymknęła oczy.
Ile jeszcze dzisiaj błędów popełnię… — pomyślała, ale zaraz postanowiła wziąć się w garść i potraktować to jak zwykłe spotkanie służbowe.
— Przepraszam, nie wiedziałam…
— Nic się nie stało, to nie pani wina — odparł łagodnie z delikatnym uśmiechem, który niby nic nie znaczył, a jednak wytrącił ją z równowagi.
— Znaczy się co? — zawahała się przez moment — skoro woda już się rozlała, trzeba działać, póki mam rozpęd.
— Czyli nie widzi pan twarzy?
— Problem nie w tym, że nie widzę, ale że wszystkie wyglądają identycznie — powiedział spokojnie, patrząc jej prosto w oczy.
— To jak pan rozpoznaje osoby, z którymi pan się spotyka? — zapytała cicho. Lekko odchrząknęła, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jego obecność ją rozpraszała.
— Po włosach, barwie głosu lub po rzeczach, jak na przykład pani apaszka — dodał, a jego wzrok na moment zawiesił się na delikatnej linii szyi, tuż nad materiałem.
Przez chwilę przypatrywali się sobie w milczeniu.
— To co? — westchnął. — Zaczynamy naszą randkę? — zapytał z uśmiechem, który mówił więcej, niż powinien.
— Randkę? — wydukała, czując dziwne ciepło rozlewające się po ciele.
— No skoro już oficjalnie jest pani moją dziewczyną, to może coś zamówimy, a potem zajmiemy się dokumentami — rzucił, sięgając po menu.
— Dokumenty, ach to — powiedziała z udawaną obojętnością, ale nie była pewna, czy czuje ulgę, czy rozczarowanie.
Skup się, dziewczyno. Masz tutaj robotę do wykonania.
— Co pani sobie życzy?
— Ja…? — zapytała, czując, że to spotkanie robi się zbyt osobiste.
— No tak — odparł bez wahania. — Nie wypada, żebym zamawiał w ciemno.
Zamilkła na chwilę, zbita z tropu.
— Kawę — odparła w końcu. — I… wegańskiego cornetto. Mają świetnego, z migdałami.
— Odnotowano — przytaknął. — A ja wezmę gorącą czekoladę.
— Słodko — rzuciła, zanim zdążyła się powstrzymać.
— Tak, to moja słabość. Każdy ma jakąś, prawda?
— To ja powinnam zamawiać, przecież to Hwang Group zaprosiło pana — rzuciła szybko, całkowicie ignorując jego pytanie.
— Na randce płaci mężczyzna — oznajmił, wyraźnie rozbawiony. — Zwłaszcza na pierwszej.
Wstał i nie czekając na jej reakcję, udał się do baru.
Da-eun poczuła się dziwnie. Z jednej strony czuła, że powinna zaprotestować, ale z drugiej coś mówiło jej, by po prostu pozwolić mu działać.
Przejechała dłonią po karku.
Chyba powinnam skupić się na zadaniu.
Wyciągnęła z torby przygotowane wcześniej dokumenty i zaczęła rozkładać je na stole.
— Proszę bardzo. Kawa i croissant — powiedział, stawiając przed nią filiżankę i talerzyk.
— Dziękuję — uśmiechnęła się, podając mu teczkę z zestawieniami.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę niezobowiązująco, ale powoli skupiali się coraz bardziej na dokumentach. Flirt zniknął pod presją cyfr. Zaczęli mówić szybciej, konkretniej. Kolejne kartki przestawały być tłem, a stawały się dowodem. Temat przeszedł płynnie do rozliczeń, a ton rozmowy zmienił się na rzeczowy, techniczny — tak, jakby oboje zapomnieli, że jeszcze chwilę temu spotkanie miało bardziej towarzyski charakter.
— Proszę spojrzeć — przesunął palcem po ekranie tabletu. — Ktoś zmienił dane w głównym arkuszu, a potem nadpisał wcześniejszy plik. Nie zgadzają się daty.
— Faktycznie, wygląda na to, jakby edycji dokonano kilka dni po utworzeniu kolejnego raportu.
— Dokładnie — przytaknął, zapisując coś w notesie. — Pytanie tylko kto i w której firmie.
Da-eun na chwilę oderwała wzrok od dokumentów.
— Sugeruje pan, że ta osoba pracuje w Hwang Group?
— Tego nie powiedziałem, ale niech pani spojrzy na nasze tabele — u nas wszystko się zgadza.
— Nie do końca — odparła spokojnie, rozkładając duży wydruk na środku stołu. — Niech pan porówna zakupy z wydaniami z magazynu. — Zakreśliła mazakiem kilka pozycji. — Chociaż kwoty się zgadzają, to sprzedaliście nam więcej, niż mieliście na stanie.
— Jak to możliwe? — zmarszczył brwi i ponownie zaczął analizować wydruk.
Ich rozmowa nabrała tempa. Przerzucali się uwagami, czasem wplatając żarty między tabelki i liczby. Niektóre kwestie wypowiadali jednocześnie, inne dokańczali sobie nawzajem.
— W tej sytuacji… — odezwała się z wyczuwalnym napięciem w głosie — sprawa wymaga głębszego audytu.
— Ja nie mam takiego poziomu dostępu, aby drążyć dalej — stwierdziła ze smutkiem, bo nie lubiła zostawiać niedokończonych spraw. — Myślę, że musimy zorganizować spotkanie naszych szefów.
— To nie będzie możliwe — zaoponował niemal natychmiast.
— Dlaczego? — zapytała, nieco zdziwiona jego gwałtowną reakcją.
— No… bo… — zaczął niepewnie. Na moment zamilkł, jakby szukał właściwego uzasadnienia. — Bo mój szef jest jeszcze bardziej zajęty niż wiceprezes Kang — dodał po chwili z wyraźną ulgą.
— Ale wiceprezes jest podobno nieosiągalny.
— Nie ma problemu, załatwię to. To znaczy — powiem mojemu szefowi i on to zorganizuje.
Da-eun przez chwilę analizowała sytuację, zastanawiając się, czy angażowanie samego wiceprezesa naprawdę jest konieczne i czy nie okaże się zbyt kosztowne — nie tylko w sensie finansowym.
— To co, mam zacząć działać? — zapytał z lekkim wahaniem, jakby nie chciał narzucać decyzji, ale bardzo liczył, że to ona się zgodzi.
— No. Jeśli nie ma innego wyjścia…
— Nie ma — przerwał jej szybko, niemal zbyt szybko. — A sytuacja wymaga reakcji na poziomie zarządczym.
— Skoro tak, to zgoda — westchnęła, sięgając po telefon. — Proszę tylko dać znać, kiedy będzie potwierdzony termin.
— Postaram się to załatwić jak najszybciej. Dziś po południu przejrzę wszystkie dane z systemu i wyciągi z kampanii. Sprawdzę raporty wewnętrzne, więc będę mógł przygotować zestawienia, które będą punktem wyjścia do rozmowy.
— Brzmi sensownie.
— I właśnie dlatego — dodał, zniżając lekko głos — dobrze by było, żebyśmy spotkali się jeszcze raz i przygotowali idealny grunt pod spotkanie wiceprezesa z panią Hwang.
— Jasne. Kiedy?
— Może w czwartek?
Zawahała się.
— Tak szybko?
— Im szybciej przejrzymy dane i ustalimy wersję, tym lepiej. Poza tym… — zrobił krótką pauzę — może się okazać, że nie wszystko da się wyjaśnić zdalnie.
— Rozumiem — odparła ostrożnie. — Gdzie?
— Spotkajmy się tutaj, o tej samej porze.
— W czwartek, jedenasta? — zaczęła sprawdzać kalendarz. — Nie dam rady.
— To o której?
— O jedenastej trzydzieści mamy wraz z panią ambasador marki spotkanie w sprawie kampanii dla jednego z inwestorów. Tego, co robi rebranding, żeby nieco ocieplić wizerunek po ostatniej wpadce z pracownikami. Miałyśmy omówić budżet i plan działania, bo mamy nowy pomysł z KakaoStory, a pani Hwang chce to połączyć z influencerami z Japonii. Potem muszę jeszcze przygotować podsumowanie w postaci prezentacji, bo ona się wkurza, jak coś nie jest zgrane z layoutem, a ten nowy projektant z działu graficznego wszystko robi w swoim tempie… no i jeszcze trzeba będzie dopiąć rzeczy z działem IT, bo landing page…
— Ósma trzydzieści — przerwał jej krótko, patrząc jej prosto w oczy.
Zamarła na sekundę, jakby właśnie zacięła się jej płyta.
— Jasne — mruknęła, zapisując godzinę w telefonie, zanim znów zacznie analizować temat spotkania z Soo-ah.
Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym podsumowali najważniejsze wnioski i ustalili wstępny harmonogram na kolejne spotkanie.
Po wyjściu z kawiarni stanęła na chwilę na chodniku, próbując zebrać myśli.
To było bardzo… konkretne, rzeczowe i profesjonalne spotkanie. — A jednak coś w nim było dziwnego. Znajomego. Coś, co czuła ostatni raz jeszcze na studiach, wracając z pierwszej randki.
Cholera. Zapomniałam go zapytać o imię.
Z trudem zmusiła się do skupienia. Przewinęła listę kontaktów i wybrała numer do swojej szefowej.
— Właśnie skończyłam spotkanie z asystentem dyrektora operacyjnego.
— I jak poszło? — zapytała w typowym dla siebie impulsywnym stylu.
— Powiem tak — zaczęła z cichym westchnieniem. — Sprawa jest poważniejsza, niż zakładaliśmy. Ale najprawdopodobniej uda mi się umówić spotkanie z samym wiceprezesem Kangiem.
— Z Jae-wonem? — ucieszyła się Soo-ah, ale zaraz wróciła do służbowego tonu. — O co chodzi? Jaki to problem?
— Nieścisłości są po obu stronach, ale wytłumaczę ci wszystko, jak przyjadę do firmy.
— Nie, nie ma mnie tam — odparła szybko. — A ty gdzie jesteś?
— Właśnie wyszłam z Café Pascucci — odparła, skręcając w stronę przystanku.
— To wróć tam. Przyjadę w ciągu piętnastu minut.
Połączenie zostało zakończone.
Da-eun zawahała się tylko na moment, po czym odwróciła się na pięcie i wróciła do znajomego wnętrza. Zamówiła kolejną kawę, tym razem mieszankę Golden Blend, która może nie była jej ulubioną, ale zamawiała ją czasem dla odmiany — szczególnie wtedy, gdy była to już jej trzecia kawa danego dnia.
— Może coś do kawy? — zaproponował barista.
Może zjem jeszcze jednego cornetto? — lekko się uśmiechnęła.
Jak będę tu często przychodzić, to pewnie przytyję.
Usiadła przy stoliku pod oknem, wpatrując się w ruch uliczny Seulu — szybki, głośny, obojętny.
Ale ona czuła, że coś się zbliża. Coś dużego.
Nie była tylko pewna, czy chodzi o jej życie zawodowe… czy prywatne.
0 Komentarze