Header Background Image

    Café Pascucci wydawało się dla Da-eun najlepszym wyborem na pół formalne spotkanie. Położona mniej więcej w połowie drogi między Hwang Group – niedaleko skrzyżowania Teheran-ro i Yeongdong-daero – a Kang Holdings, kawiarnia miała jeszcze jedną zaletę: nie była ani zbyt elegancka, ani zbyt pospolita.

    Idealna, by porozmawiać z kimś, kto co prawda jest tylko asystentem, ale może mieć więcej do powiedzenia, niż niejeden menedżer.
    W sam raz — stwierdziła z wewnętrznym przekonaniem, że kontroluje sytuację.

    eszcze raz przejrzała dokumenty: tabelki, zestawienia, notatki. Wszystko uporządkowane, spięte kolorowymi zakładkami.

    Wzięła do ręki tablet i już miała wychodzić, kiedy przypomniała sobie o apaszce, po której – jak się umówili – miał ją rozpoznać.
    Cholera kompletnie o niej zapomniałam. Otworzyła służbową szafkę i zaczęła gorączkowo przeszukiwać półki.

    Jest. Odetchnęła z ulgą, sięgając po apaszkę. Jasna, delikatna, z geometrycznym wzorem w ciepłych odcieniach beżu – kompletnie niepasująca do granatowej marynarki, którą miała dziś na sobie.

    Co za okropne zestawienie zestawienia — skrzywiła się lekko, próbując ułożyć materiał tak, by nie zdominował dekoltu ani nie kłócił się z linią klap.
    Za bardzo gryzie się z okularami.

    Zerknęła w lustro na ścianie, po czym zdjęła je i schowała do bocznej przegródki teczki. Czarne, klasyczne oprawki z subtelnym połyskiem wyglądały elegancko, ale ona czuła, że w połączeniu z apaszką robią z niej bibliotekarkę z lat 90.

    Sięgnęła po pojemniczek ze szkłami kontaktowymi.

    Nie lubię ich nosić. Męczą oczy, pieką po godzinie. Ale przynajmniej wyglądam jak człowiek, a nie jak korepetytorka do matmy.

    Zamrugała kilka razy, czekając aż obraz się wyostrzy. — Gotowe — powiedziała do swojego odbicia z cichą determinacją, po czym ruszyła w stronę windy.

    Wyszła na zewnątrz i skierowała się w stronę przystanku. Poranny chłód powoli ustępował delikatnemu ciepłu, które sączyło się z rozgrzewających się murów i asfaltu. Miasto tętniło już swoim rytmem – kobieta w garsonce poprawiała szminkę w odbiciu witryny, ktoś krzyczał coś do kierowcy taksówki, a z przyulicznych kawiarni dobiegał zapach espresso i świeżych wypieków.

    Zerknęła na telefon. „Już jestem.” – przeczytała wiadomość i lekko przyspieszyła kroku.
    Dopiero dziesiąta czterdzieści. – stwierdziła. „Będę za piętnaście minut, właśnie wsiadam do autobusu.” – napisała w pośpiechu, widząc nadjeżdżający pojazd.

    — Okej, spokojnie, dasz radę — mruknęła pod nosem, wpychając się do środka i przeciskając między ludźmi. Z jednej strony minęła starszą panią z torbą, z drugiej nastolatkę z ogromnymi słuchawkami.

    Oczywiście. Jak zawsze pełen. — pomyślała, ściskając w dłoni rączkę torby.

    — Przepraszam — usłyszała, gdy ktoś przypadkiem kopnął ją w kostkę.

    Cholera! Dlaczego zawsze muszą być godziny szczytu? — skrzywiła się, rozmasowując bolące miejsce.

    Stała na jednej nodze, próbując zachować równowagę.
    I czemu założyłam ten płaszcz? Umrę z gorąca, zanim dojadę.

    Wysiadła niedaleko muzeum sztuki i ruszyła pieszo w stronę kawiarni. Dobrze znała tę trasę – często wstępowała tam po pracy na kawę z jednej z ich autorskich mieszanek, które regularnie zmieniali i których była cichą fanką. Do tego zwykle brała wegańskiego cornetto – nie dlatego, że była weganką, ale po prostu dlatego, że smakował jej bardziej niż klasyczny.

    Widząc z oddali znajome logo, uśmiechnęła się lekko — tym razem czekało ją coś więcej niż poranna kawa. To było jej pierwsze poważne spotkanie służbowe na nowym stanowisku.

    Weszła do środka.
    Już od progu powitał ją znajomy zapach espresso i subtelny aromat świeżych wypieków.

    Na szczęście było jeszcze dość wcześnie, więc kawiarnia nie była przepełniona.

    Rozejrzała się po sali. Przy jednym ze stolików, blisko okna, siedział wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i wyrazistych rysach twarzy. Miał elegancką marynarkę, a obok na stoliku leżał tablet.

    To musi być on — uznała i podeszła pewnym krokiem, starając się wyglądać na spokojną i opanowaną.

    – Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie! – powiedziała z lekkim ukłonem, siadając naprzeciwko. – Mam nadzieję, że nie czekał pan zbyt długo.

    Mężczyzna uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony, ale zanim zdążył coś powiedzieć, kelnerka postawiła przed nimi dwie białe filiżanki z parującą kawą i zniknęła bez słowa.

    Da-eun, nie zastanawiając się ani chwili, upiła łyk, po czym otworzyła teczkę i zaczęła szukać w niej wydrukowanego raportu z tabelą rozbieżności.

    — Oppa, kim ona do cholery jest?! — zapytała kobieta przez zaciśnięte zęby, patrząc na niego, jakby właśnie ją zdradził.

    — Nie mam pojęcia — odpowiedział zdezorientowany, jakby sam nie do końca rozumiał, co się właśnie wydarzyło.

    Zamarła.

    – Nie… nie… nie… nie… – próbowała coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
    O kurwa! To nie on! — dotarło do niej w jednej, przerażająco jasnej sekundzie.

    — Przepraszam! Myślałam, że to ktoś inny! – zarumieniła się, szybko wstała i niemal przewracając krzesło, zaczęła się cofać.

    — Ktoś inny? — syknęła kobieta, zastępując jej drogę. – I ja mam w to uwierzyć?

    — Przysięgam. — uniosła dłonie w obronnym geście. – To… to jakaś pomyłka. To… nie on.

    — Nie on? To kto? — naciskała kobieta, zaciskając pięści.

    — Ja — odezwał się spokojny, pewny głos za ich plecami.

    Odwróciły się niemal jednocześnie i ujrzały mężczyznę w granatowej marynarce, który stał kilka kroków dalej z tabletem w ręku – spokojny, opanowany, jakby cała sytuacja w ogóle go nie zaskoczyła.

    — To przez tablet — powiedział spokojnym głosem, starając się ostudzić emocje wiszące w powietrzu.

    — Że co? — zapytał mężczyzna, który do tej pory starał się nie angażować w zamieszanie i wyglądał, jakby najchętniej zniknął pod stolikiem.

    — Moja dziewczyna pomyliła stolik. – Podszedł do niej i chwycił ją lekko za rękę, jakby robił to codziennie.

    — Pańska dziewczyna? — prychnęła kobieta z niedowierzaniem. – I nie poznała własnego chłopaka?!

    — Ma prozopagnozję – odparł bez mrugnięcia okiem. – To taka neurologiczna przypadłość, która utrudnia rozpoznawanie twarzy. Wiedziała, że będę miał tablet, więc… uznała pana za mnie. To nie jej wina. Naprawdę przepraszamy.

    Da-eun spojrzała na niego jak na wariata.

    – Co pan wyprawia? – wyszeptała z niedowierzaniem.

    Ale zanim zdążyła usłyszeć odpowiedź, po prostu chwycił ją za rękę i delikatnie, choć stanowczo, pociągnął w stronę wolnego stolika pod ścianą, zostawiając za sobą osłupiałą parę.

    Usiedli.

    — Z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że to była najgłupsza rzecz, jaką można było zrobić w tej sytuacji.

    — Musiałem to jakoś załatwić — westchnął. – Inaczej ta kobieta by panią pobiła.

    — To prawda — przyznała niechętnie. – Ale… Propago…coś tam?

    — Prozopagnozja — wyjaśnił rzeczowo, nie spuszczając z niej wzroku.

    — Nie wierzę, że tak łatwo w to uwierzyli. Kto normalny ma coś takiego?

    — Ja — odpowiedział cicho, ale bez śladu wstydu. — To dlatego napisałem o apaszce i tablecie.

    Da-eun zrobiła się czerwona na twarzy. Przymknęła oczy.
    Ile jeszcze dzisiaj błędów popełnię… — pomyślała, ale zaraz postanowiła wziąć się w garść i potraktować to jak zwykłe spotkanie służbowe.

    — Przepraszam, nie wiedziałam…

    — Nic się nie stało, to nie pani wina — odparł łagodnie z delikatnym uśmiechem, który niby nic nie znaczył, a jednak wytrącił ją z równowagi.

    — Znaczy się co? — zawahała się przez moment — skoro woda już się rozlała, trzeba działać, póki mam rozpęd.

    — Czyli nie widzi pan twarzy?

    — Problem nie w tym, że nie widzę, ale że wszystkie wyglądają identycznie — powiedział spokojnie, patrząc jej prosto w oczy.

    — To jak pan rozpoznaje osoby, z którymi pan się spotyka? — zapytała cicho. Lekko odchrząknęła, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jego obecność ją rozpraszała.

    — Po włosach, barwie głosu lub po rzeczach, jak na przykład pani apaszka — dodał, a jego wzrok na moment zawiesił się na delikatnej linii szyi, tuż nad materiałem.

    Przez chwilę przypatrywali się sobie w milczeniu.

    — To co? — westchnął. — Zaczynamy naszą randkę? — zapytał z uśmiechem, który mówił więcej, niż powinien.

    — Randkę? — wydukała, czując dziwne ciepło rozlewające się po ciele.

    — No skoro już oficjalnie jest pani moją dziewczyną, to może coś zamówimy, a potem zajmiemy się dokumentami — rzucił, sięgając po menu.

    — Dokumenty, ach to — powiedziała z udawaną obojętnością, ale nie była pewna, czy czuje ulgę, czy rozczarowanie.
    Skup się, dziewczyno. Masz tutaj robotę do wykonania.

    — Co pani sobie życzy?

    — Ja…? — zapytała, czując, że to spotkanie robi się zbyt osobiste.

    — No tak — odparł bez wahania. — Nie wypada, żebym zamawiał w ciemno.

    Zamilkła na chwilę, zbita z tropu.

    — Kawę — odparła w końcu. — I… wegańskiego cornetto. Mają świetnego, z migdałami.

    — Odnotowano — przytaknął. — A ja wezmę gorącą czekoladę.

    — Słodko — rzuciła, zanim zdążyła się powstrzymać.

    — Tak, to moja słabość. Każdy ma jakąś, prawda?

    — To ja powinnam zamawiać, przecież to Hwang Group zaprosiło pana — rzuciła szybko, całkowicie ignorując jego pytanie.

    — Na randce płaci mężczyzna — oznajmił, wyraźnie rozbawiony. — Zwłaszcza na pierwszej.

    Wstał i nie czekając na jej reakcję, udał się do baru.

    Da-eun poczuła się dziwnie. Z jednej strony czuła, że powinna zaprotestować, ale z drugiej coś mówiło jej, by po prostu pozwolić mu działać.

    Przejechała dłonią po karku.
    Chyba powinnam skupić się na zadaniu.

    Wyciągnęła z torby przygotowane wcześniej dokumenty i zaczęła rozkładać je na stole.

    — Proszę bardzo. Kawa i croissant — powiedział, stawiając przed nią filiżankę i talerzyk.

    — Dziękuję — uśmiechnęła się, podając mu teczkę z zestawieniami.

    Rozmawiali jeszcze przez chwilę niezobowiązująco, ale powoli skupiali się coraz bardziej na dokumentach. Flirt zniknął pod presją cyfr. Zaczęli mówić szybciej, konkretniej. Kolejne kartki przestawały być tłem, a stawały się dowodem. Temat przeszedł płynnie do rozliczeń, a ton rozmowy zmienił się na rzeczowy, techniczny — tak, jakby oboje zapomnieli, że jeszcze chwilę temu spotkanie miało bardziej towarzyski charakter.

    — Proszę spojrzeć — przesunął palcem po ekranie tabletu. — Ktoś zmienił dane w głównym arkuszu, a potem nadpisał wcześniejszy plik. Nie zgadzają się daty.

    — Faktycznie, wygląda na to, jakby edycji dokonano kilka dni po utworzeniu kolejnego raportu.

    — Dokładnie — przytaknął, zapisując coś w notesie. — Pytanie tylko kto i w której firmie.

    Da-eun na chwilę oderwała wzrok od dokumentów.
    — Sugeruje pan, że ta osoba pracuje w Hwang Group?

    — Tego nie powiedziałem, ale niech pani spojrzy na nasze tabele — u nas wszystko się zgadza.

    — Nie do końca — odparła spokojnie, rozkładając duży wydruk na środku stołu. — Niech pan porówna zakupy z wydaniami z magazynu. — Zakreśliła mazakiem kilka pozycji. — Chociaż kwoty się zgadzają, to sprzedaliście nam więcej, niż mieliście na stanie.

    — Jak to możliwe? — zmarszczył brwi i ponownie zaczął analizować wydruk.

    Ich rozmowa nabrała tempa. Przerzucali się uwagami, czasem wplatając żarty między tabelki i liczby. Niektóre kwestie wypowiadali jednocześnie, inne dokańczali sobie nawzajem.

    — W tej sytuacji… — odezwała się z wyczuwalnym napięciem w głosie — sprawa wymaga głębszego audytu.

    — Ja nie mam takiego poziomu dostępu, aby drążyć dalej — stwierdziła ze smutkiem, bo nie lubiła zostawiać niedokończonych spraw. — Myślę, że musimy zorganizować spotkanie naszych szefów.

    — To nie będzie możliwe — zaoponował niemal natychmiast.

    — Dlaczego? — zapytała, nieco zdziwiona jego gwałtowną reakcją.

    — No… bo… — zaczął niepewnie. Na moment zamilkł, jakby szukał właściwego uzasadnienia. — Bo mój szef jest jeszcze bardziej zajęty niż wiceprezes Kang — dodał po chwili z wyraźną ulgą.

    — Ale wiceprezes jest podobno nieosiągalny.

    — Nie ma problemu, załatwię to. To znaczy — powiem mojemu szefowi i on to zorganizuje.

    Da-eun przez chwilę analizowała sytuację, zastanawiając się, czy angażowanie samego wiceprezesa naprawdę jest konieczne i czy nie okaże się zbyt kosztowne — nie tylko w sensie finansowym.

    — To co, mam zacząć działać? — zapytał z lekkim wahaniem, jakby nie chciał narzucać decyzji, ale bardzo liczył, że to ona się zgodzi.

    — No. Jeśli nie ma innego wyjścia…

    — Nie ma — przerwał jej szybko, niemal zbyt szybko. — A sytuacja wymaga reakcji na poziomie zarządczym.

    — Skoro tak, to zgoda — westchnęła, sięgając po telefon. — Proszę tylko dać znać, kiedy będzie potwierdzony termin.

    — Postaram się to załatwić jak najszybciej. Dziś po południu przejrzę wszystkie dane z systemu i wyciągi z kampanii. Sprawdzę raporty wewnętrzne, więc będę mógł przygotować zestawienia, które będą punktem wyjścia do rozmowy.

    — Brzmi sensownie.

    — I właśnie dlatego — dodał, zniżając lekko głos — dobrze by było, żebyśmy spotkali się jeszcze raz i przygotowali idealny grunt pod spotkanie wiceprezesa z panią Hwang.

    — Jasne. Kiedy?

    — Może w czwartek?

    Zawahała się.
    — Tak szybko?

    — Im szybciej przejrzymy dane i ustalimy wersję, tym lepiej. Poza tym… — zrobił krótką pauzę — może się okazać, że nie wszystko da się wyjaśnić zdalnie.

    — Rozumiem — odparła ostrożnie. — Gdzie?

    — Spotkajmy się tutaj, o tej samej porze.

    — W czwartek, jedenasta? — zaczęła sprawdzać kalendarz. — Nie dam rady.

    — To o której?

    — O jedenastej trzydzieści mamy wraz z panią ambasador marki spotkanie w sprawie kampanii dla jednego z inwestorów. Tego, co robi rebranding, żeby nieco ocieplić wizerunek po ostatniej wpadce z pracownikami. Miałyśmy omówić budżet i plan działania, bo mamy nowy pomysł z KakaoStory, a pani Hwang chce to połączyć z influencerami z Japonii. Potem muszę jeszcze przygotować podsumowanie w postaci prezentacji, bo ona się wkurza, jak coś nie jest zgrane z layoutem, a ten nowy projektant z działu graficznego wszystko robi w swoim tempie… no i jeszcze trzeba będzie dopiąć rzeczy z działem IT, bo landing page…

    — Ósma trzydzieści — przerwał jej krótko, patrząc jej prosto w oczy.

    Zamarła na sekundę, jakby właśnie zacięła się jej płyta.

    — Jasne — mruknęła, zapisując godzinę w telefonie, zanim znów zacznie analizować temat spotkania z Soo-ah.

    Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym podsumowali najważniejsze wnioski i ustalili wstępny harmonogram na kolejne spotkanie.

    Po wyjściu z kawiarni stanęła na chwilę na chodniku, próbując zebrać myśli.

    To było bardzo… konkretne, rzeczowe i profesjonalne spotkanie. — A jednak coś w nim było dziwnego. Znajomego. Coś, co czuła ostatni raz jeszcze na studiach, wracając z pierwszej randki.

    Cholera. Zapomniałam go zapytać o imię.

    Z trudem zmusiła się do skupienia. Przewinęła listę kontaktów i wybrała numer do swojej szefowej.

    — Właśnie skończyłam spotkanie z asystentem dyrektora operacyjnego.

    — I jak poszło? — zapytała w typowym dla siebie impulsywnym stylu.

    — Powiem tak — zaczęła z cichym westchnieniem. — Sprawa jest poważniejsza, niż zakładaliśmy. Ale najprawdopodobniej uda mi się umówić spotkanie z samym wiceprezesem Kangiem.

    — Z Jae-wonem? — ucieszyła się Soo-ah, ale zaraz wróciła do służbowego tonu. — O co chodzi? Jaki to problem?

    — Nieścisłości są po obu stronach, ale wytłumaczę ci wszystko, jak przyjadę do firmy.

    — Nie, nie ma mnie tam — odparła szybko. — A ty gdzie jesteś?

    — Właśnie wyszłam z Café Pascucci — odparła, skręcając w stronę przystanku.

    — To wróć tam. Przyjadę w ciągu piętnastu minut.

    Połączenie zostało zakończone.

    Da-eun zawahała się tylko na moment, po czym odwróciła się na pięcie i wróciła do znajomego wnętrza. Zamówiła kolejną kawę, tym razem mieszankę Golden Blend, która może nie była jej ulubioną, ale zamawiała ją czasem dla odmiany — szczególnie wtedy, gdy była to już jej trzecia kawa danego dnia.

    — Może coś do kawy? — zaproponował barista.

    Może zjem jeszcze jednego cornetto?lekko się uśmiechnęła.
    Jak będę tu często przychodzić, to pewnie przytyję.

    Usiadła przy stoliku pod oknem, wpatrując się w ruch uliczny Seulu — szybki, głośny, obojętny.

    Ale ona czuła, że coś się zbliża. Coś dużego.
    Nie była tylko pewna, czy chodzi o jej życie zawodowe… czy prywatne.

    0 Komentarze

    Uwaga! Twój komentarz będzie niewidoczny dla innych gości i subskrybentów (z wyjątkiem odpowiedzi), w tym dla Ciebie po okresie karencji.
    Uwaga