Header Background Image

    — Uwaga! — Da-eun wybiegła zza rogu, o mało nie wpadając na sekretarkę niosącą sześć niebieskich segregatorów z dokumentami.

    Kobieta zachwiała się, zrobiła dwa niepewne kroki w bok i jakimś cudem utrzymała równowagę.

    — Przepraszam! — krzyknęła przez ramię, nie odwracając się i nie zwalniając tempa.

    Oddychała głośno, wchodząc do windy. Na szczęście była sama, więc mogła pozwolić sobie na chwilę rozluźnienia.

    Wcisnęła przycisk, oparła się o chłodny, metalowy panel i westchnęła tak głośno, że gdyby ktoś był z nią w środku, na pewno zwróciłby jej uwagę.

    Poprawiła okulary, przygładziła niesforne włosy i spojrzała na swoje odbicie. Zawsze nie lubiła tych lustrzanych paneli.

    Nie nawiedzę patrzeć na siebie, kiedy jestem taka spocona i rozczochrana.

    Zmarszczyła brwi.

    Czy ja naprawdę wyglądam tak źle?

    Przekrzywiła głowę.

    Nie że mi zależy. Przecież wcale mi nie zależy. To tylko praca. Tylko papiery. Tylko projekt. Tylko… Rany boskie, może powinnam była jednak pomalować rzęsy?

    Wciągnęła brzuch.

    Nie żeby to coś zmieniało. Przecież nie jestem jakąś zakochaną licealistką. Po prostu… wypada wyglądać profesjonalnie. I schludnie. I może… trochę uroczo.

    Uśmiechnęła się do siebie, ale zaraz skrzywiła z lekkim politowaniem.

    Co ja w ogóle wyprawiam? Przecież mi na nim nie zależy.

    Zmrużyła oczy, jakby chciała wypatrzyć w swoim odbiciu dowód, że jej starania mają jakiś sens.

    No ale gdyby przypadkiem spojrzał… to fajnie byłoby wyglądać jak kobieta sukcesu.

    Z zamyślenia wyrwał ją metaliczny, ale ciepły kobiecy głos: „Piętro siedemdziesiąte.”

    Drzwi otworzyły się z lekkim, charakterystycznym sykiem.

    Szybkim krokiem udała się w stronę sekretariatu przewodniczącej, gdzie czekała już na nią zniecierpliwiona Soo-ah.

    Telefon zawibrował.
    „Gdzie ty do cholery jesteś?” — przeczytała wiadomość.

    Przyspieszyła kroku.

    — Dzień dobry, panie dyrektorze generalny. — przystanęła, kłaniając się niemal w pół.

    — Dzień dobry. — odpowiedział Tae-hyun mijając dziewczynę.

    Ruszyła dalej, ściskając w dłoniach teczkę z dokumentami.

    — Już jestem! — sapnęła lekko zdyszana, widząc przestępującą z nogi na nogę Soo-ah.

    — No wreszcie. — Zerknęła na zegarek. — Gdzieś ty była?

    — Musiałam zajrzeć na moment do archiwum. — Odgarnęła włosy za ucho. — Mam tutaj wszystko, o co prosiłaś. — dodała, podając jej dokumenty.

    — Dzięki. — Soo-ah otworzyła teczkę i szybko zaczęła przeglądać zestawienia.

    — Na zielono zaznaczyłam wszystkie rozbieżności. Tutaj i tutaj. — Wskazała palcem. — I jeszcze na czwartej i siódmej stronie.

    — Zestawienia wydatków inwestorów?

    — Na końcu. Dwie ostatnie koszulki. — Odparła spokojnie, choć w głosie dało się wyczuć lekkie napięcie. — Pani dyrektor finansowa zasugerowała, by po przejrzeniu całości i naniesieniu naszych uwag, przekazać to bezpośrednio pani przewodniczącej.

    — Okej… A jak to wygląda ze strony Kang Holdings? — spytała, przerzucając kartkę i zerkając na kolejne pozycje w zestawieniu.

    — Starałam się ustalić, ale… — zawiesiła głos, przypominając sobie wydarzenia z dzisiejszego poranka kiedy to zamiast zajmować się raportem w Kang Holdings, zajmowała  się poparzoną dłonią Jae-sooka w szpitalu.

    Z jednej strony był poważny i opanowany, niemal niewzruszony. Ale kiedy pielęgniarka zakładała mu opatrunek, trzymał mnie za rękę jak dziecko. — uśmiechnęła się lekko, co nie umknęło uwadze Soo-ah.

    — Ej. O czym ty teraz myślisz?

    — O niczym. — odpowiedziała zbyt szybko, by wydawało się to wiarygodne. — Po prostu nie udało mi się dzisiaj z Jea-sookiem uzgodnić wszystkich szczegółów.

    — Z Jae-sookiem? — Spojrzała z zaciekawieniem na asystentkę. — Nie znałam cię z tej strony. — Zawiesiła na chwilę głos, oczekując reakcji.

    — No weź, przestań. — Szturchnęła ją lekko dłonią. — To tylko służbowa relacja. — dodała ciszej, rozglądając się, czy ktoś nie podsłuchuje.

    — Nie za bardzo się spoufalasz? — rzuciła chłodno, zakładając ręce na piersi.

    — Przepraszam. To był odruch. — odparła skruszona, zerkając gdzieś w bok, by uniknąć jej spojrzenia. — To się więcej nie powtórzy.

    Soo-ah przez chwilę mierzyła ją wzrokiem. Ale po chwili kąciki jej ust zaczęły lekko drgać.

    — Mam cię. — zachichotała.

    Da-eun odetchnęła z ulgą. Bo choć przez te parę tygodni bardzo się do siebie zbliżyły, to jednak w pracy Soo-ah nadal była jej przełożoną. Od razu przypomniała sobie scenę sprzed kilku dni, kiedy to — zapatrzona w ekran tabletu — niechcący zwróciła się do niej w zbyt poufały sposób podczas spotkania z kontrahentami z japońskiej spółki partnerskiej.

    Zamiast „pani ambasador marki Hwang”, palnęła po prostu: „Soo-ah, masz to?”

    W koreańskim protokole takie przejęzyczenie, szczególnie wobec osoby wyższej rangą, i to w obecności zagranicznych partnerów, mogło zostać odebrane jako zniewaga — i to nie tylko przełożonego, ale i gości.

    Na szczęście tylko tłumacz zrozumiał, co powiedziała, i choć nieco zaskoczony, przetłumaczył jej wypowiedź zgodnie z protokołem.

    Soo-ah nie powiedziała wtedy ani słowa. Podniosła jedynie wzrok znad dokumentów.

    Da-eun poczuła się, jakby stanęła przed plutonem egzekucyjnym.

    Czy ona mnie zwolni? — wystukała wtedy wiadomość:
    „Przepraszam. Nie powinnam była tak się do Ciebie odezwać. To było nieprofesjonalne. Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy.”

    Odpowiedź przyszła chwilę później.
    „Zamknij oczy, wyobraź sobie, że ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. I następnym razem nie zapomnij, kurwa, gdzie jesteśmy.”

    Krótko, bez ogródek, buziek i emotek.

    — To co z tym asystentem? — rzuciła Soo-ah, przerywając jej wewnętrzny monolog.

    — No nie wiem. Powiedz mi, czy to ma sens? Przez ostatnie dwa tygodnie widzieliśmy się już trzy razy i za każdym razem, kiedy kończymy, on porusza nowy wątek. I znów musimy się spotkać.

    — Ma. — odpowiedziała krótko. — Moim zdaniem nasza niepozorna Han Da-eun wpadła mu w oko.

    Dziewczyna zarumieniła się, zdjęła okulary i zaczęła nerwowo czyścić je brzegiem bluzki.

    — Nie sądzę. — mruknęła w końcu. — To raczej nie ten poziom… W sensie — on jest taki… wiesz… a ja…

    Zawiesiła głos, ale końcówka była aż nazbyt jasna.

    — A to niby czego ci brakuje? Masz rozum, wyglądasz jak reklama kremu BB, jesteś lojalna, bystra i pracowita. Gdybym była facetem, już dawno bym cię przeleciała.

    — Ech… Może skupimy się na tych dokumentach. — wymamrotała Da-eun, której twarz przybrała teraz kolor dojrzałego buraka.

    — Jasne. — Soo-ah wzruszyła ramionami i jak gdyby nigdy nic ponownie zaczęła przeglądać papiery.

    Kiedy weszły do sekretariatu przewodniczącej, jeszcze przez chwilę dyskutowały, wymieniając uwagi i opinie.

    — Proszę wejść. — Jedna z asystentek siedzących za biurkiem uniosła wzrok. — Pani przewodnicząca już jest wolna.

    Dasz radę. — motywowała się Soo-ah, podchodząc do drzwi gabinetu matki.

    W środku czuła lekkie napięcie, które narastało w niej od dwóch tygodni. Tyle właśnie minęło od podpisania umów z inwestorami. Dwa tygodnie bez ani jednego dnia wolnego, wypełnione analizą dokumentów, przeglądami kampanii marketingowych i weryfikacją podejrzanych faktur. Wystarczająco dużo czasu, by zauważyć, że ktoś w Hwang Group robił coś bardzo niepokojącego.

    Wiedziała, że dziś lepiej matce nie wchodzić w drogę. Wieści o spadających akcjach dotarły do niej już wczoraj wieczorem.

    Zanim zapukała, poprawiła marynarkę, spięła włosy w kok i nałożyła okulary.

    Drzwi skrzypnęły cicho.

    — Soo-ah… — matka zmierzyła ją wzrokiem. — Coś ci się stało? Dlaczego… tak wyglądasz?

    — Jestem przecież w pracy. — obruszyła się, nie kryjąc irytacji.

    W pracy? — zmrużyła oczy, analizując wygląd córki z wyraźnym niedowierzaniem. — Doprawdy?

    — Tak, pani przewodnicząca. Jestem teraz bizneswoman i nie chcę być postrzegana inaczej. — dodała, podając dokumenty. W tej chwili nie chciała być już dłużej widziana jako rozkapryszona córka grupy Hwang, znana wyłącznie z imprez w Gangnam, ale jako odpowiedzialna, pracowita i konsekwentna profesjonalistka.

    Matka otworzyła usta, jakby zastanawiała się, czy na pewno patrzy na swoją córkę.

    — To mój nowy wizerunek. — dodała tak spokojnie, że sama była zaskoczona tym, jak naturalnie jej to wyszło.

    — Czy ten nowy, profesjonalny wizerunek ma coś wspólnego… z tym przystojnym inwestorem, Jae-wonem Kangiem?

    — Mamo! — wykrzyknęła Soo-ah, wyraźnie speszona. — Przecież jestem tu po to, żeby zajmować się firmą. — dodała, cofając się o krok. — Nie ma mowy, żeby coś, albo ktoś, odciągało mnie od tego celu.

    Przewodnicząca uniosła brew, czując, jak bardzo bawi ją ta sytuacja.

    Wszystko przebiega zgodnie z planem — pozwoliła sobie na cień wewnętrznej satysfakcji — ale niech myśli dalej, że angażowanie się w projekt Gangnam Landmark i romans z wiceprezesem Kangiem to jej decyzja.

    — No dobrze, dobrze. Jeśli w tym wszystkim jest choć kropla prawdy… Cóż, znajdę sposób, żeby wykorzystać twój zapał dla naszej firmy.

    Soo-ah odwróciła wzrok, starając się ukryć złość.
    Niech matka wierzy, że może mną manipulować. A ja i tak będę się spotykać z Jae-wonem. Dopnę ten projekt. Udowodnię, że nie potrzebuję jej pozwolenia. Nawet jeśli kazała mi trzymać się od niego z daleka.

    — Soo-ah, to naprawdę ty? — rzuciła kąśliwie So-you, wchodząc do gabinetu.

    Dziewczyna przewróciła oczami, zirytowana kolejnym zgryźliwym komentarzem.

    — A ty co? Awansowałaś przez łóżko?

    — Łał, i kto to mówi. — parsknęła So-you z kpiącym uśmiechem. — To nie ja planuję złowić młodego Kanga.

    — Cisza! Uspokójcie się! — wybuchła przewodnicząca. — Jesteście twarzami tej firmy, a zachowujecie się jak rozkapryszone uczennice z żeńskiego liceum!

    — Przepraszamy. — odpowiedziały niemal jednocześnie.

    — Nie zobaczycie ani jednego wona z premii przez następne pół roku. Może to oduczy was tego typu komentarzy.

    Dziewczyny popatrzyły na siebie z lekkim niedowierzaniem, ale po chwili schowały urazy do kieszeni i z powrotem zaczęły przedstawiać najważniejsze punkty raportu przewodniczącej.

    — Niektóre kampanie zostały uwzględnione jako wydatek, mimo że nie ma na nie żadnej faktury ani zapisu księgowego w systemie. To wygląda, jakby ktoś próbował manipulować kosztami. — podsumowała So-you.

    — W obszarze działań marketingowych również zauważyłam coś podejrzanego. — dodała Soo-ah, wskazując na zakreślone na zielono dane w tabeli.

    — Po dokładniejszym przeanalizowaniu sprawozdań natrafiłam na kilka wydatków, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. — kontynuowała So-you, kładąc na biurku kolejne zestawienia potwierdzające jej słowa. — Co więcej, niektóre raporty finansowe nie odzwierciedlają stanu faktycznego.

    Przewodnicząca spojrzała w dokumenty.

    — A jak u ciebie? — zwróciła się do córki.

    — U mnie podobnie.

    — Zachowajcie te informacje dla siebie. Nikt — podkreślam, absolutnie nikt oprócz naszej trójki i Tae-hyuna — nie może o tym wiedzieć. Musicie działać dyskretnie. Pomińcie drogę służbową i zgłaszajcie mu wszystko, pomijając wasze asystentki i Ji-hoona.

    — Jego asystenta też? — zdziwiła się So-you.

    — Też. — odparła stanowczo przewodnicząca. — Musimy podejrzewać każdego. Nawet jego.

    — Dobrze. — kiwnęła głową Soo-ah. — To ja też będę kontaktować się bezpośrednio z wiceprezesem Kangiem.

    So-you tylko się uśmiechnęła, ale ostre spojrzenie przewodniczącej natychmiast przywołało ją do porządku.

    — Wiecie, co macie robić. — dodała, oddając im teczki z dokumentami. — Możecie odejść.

    Kiedy dziewczyny opuściły gabinet, Soo-ah rzuciła So-you wymowne, pełne irytacji spojrzenie.

    — Przegięłaś.

    — Chyba obie przegięłyśmy. — stwierdziła z nieco wymuszonym uśmiechem, starając się rozładować atmosferę.

    — Masz rację. — przyznała niechętnie.

    — To co, zgoda? — zapytała z nadzieją w głosie i wyciągnęła rękę na zgodę.

    — Zgoda. — odparła, ściskając jej dłoń. — Zawsze jak coś, mam ten filmik, no nie? — dodała z przekąsem.

    — Naprawdę? — skrzywiła się. — Musiałaś znowu wyciągnąć ten argument?

    — Spokojnie. — uniosła ręce w obronnym geście. — Tylko żartowałam. Tak naprawdę… nawet cię lubię.

    — Doprawdy? — zmrużyła oczy, patrząc na nią podejrzliwie.

    — Tak. Jesteś pierwszą w miarę normalną dziewczyną, z jaką spotykał się mój brat.

    — Potraktuję to jako komplement. — westchnęła głęboko.
    Gdyby tylko wiedziała, że mam swój własny miłosny układ… pewnie już teraz chciałaby znać wszystkie szczegóły.

    — Tae-hyun wygląda na naprawdę szczęśliwego…

    — Swoją drogą, nie sądziłam, że aż tak na poważnie potraktujesz sprawę młodego Kanga. — przerwała jej, starając się zmienić niewygodny dla niej temat.

    Soo-ah rozejrzała się po korytarzu.

    Dwóch młodych mężczyzn, ubranych w tanie, ale biznesowo poprawne garnitury, szło akurat w ich stronę.

    — Dzień dobry, pani dyrektor. — powiedział niższy z nich, kłaniając się nisko.

    — Dzień dobry, pani ambasador. — odezwał się drugi.

    — Dzień dobry. — odpowiedziały niemal równocześnie, przybierając identyczne, firmowe uśmiechy.

    Dopiero gdy mężczyźni zniknęli za rogiem, a echo ich kroków ucichło, Soo-ah wróciła do rozmowy.

    — Jeszcze mnie nie znasz. — odparła. — Kiedy coś sobie postanowię, dopinam swego. A on… cóż, już go złapałam w moje sidła. Teraz tylko poczekam, aż się zmęczy i przestanie walczyć, a wtedy zadam ten ostateczny cios.

    — Nie przesadzasz trochę? — skrzywiła się So-you. — Myślałam, że się zmieniłaś.

    — A dlaczego nie zyskać dwóch rzeczy za jednym razem? Praca w Hwang Group zaczyna mi się podobać. Ji-hwan powoli się we mnie zakochuje, a jeśli przy okazji matka będzie zadowolona — to super.

    — To już trzy rzeczy. — zaśmiała się So-you. — Tylko pamiętaj, Kang Holdings jest nam potrzebne. Nieważne, co planujesz — firma jest priorytetem.

    Soo-ah skinęła głową, ale szelmowski uśmiech nie schodził jej z twarzy.

    Ona myśli, że to tylko gra. Ale ja wiem, co robię.

    — Dobra, muszę lecieć. Powodzenia. — rzuciła, puszczając oczko, po czym ruszyła w stronę wind na końcu szerokiego korytarza.

    0 Komentarze

    Uwaga! Twój komentarz będzie niewidoczny dla innych gości i subskrybentów (z wyjątkiem odpowiedzi), w tym dla Ciebie po okresie karencji.
    Uwaga