I-sa Bel – Prolog
przez Zibi the Beadrded3 sierpnia 1994 r.
Sprzedałem ją
Jedno dziecko – za czterdzieści innych.
Czternaście lat, czarne włosy, ufne oczy.
Nie wiedziała, że dziś przypieczętowałem jej los. Że została sprzedana. Jak mięso na targu. Bez pytań. Bez wahania.
A ja?
Ja tylko podpisałem na nią wyrok. Złożyłem podpis pod piekłem, które przyjdzie po nią z marmurowym uśmiechem i zapachem drogiej wody kolońskiej.
Nie tłumaczę się. Tego nie da się usprawiedliwić.
Ale może, jeśli ktoś kiedyś to przeczyta, zrozumie, że miałem pod opieką czterdzieścioro dzieci – głodnych, chorych, bezdomnych – i że on zaoferował kwotę, która pozwoli nam przetrwać przez kolejne trzy lata… Może wtedy zrozumie, dlaczego wybrałem zło.
Moje sumienie krzyczało. Próbowałem je uciszyć rachunkami, zakupami: mleko, leki, opał na zimę.
To dziecko… ta dziewczynka… jest ceną za ich bezpieczeństwo.
Widziałem, jak spojrzał na jej zdjęcie.
Nie musiał mówić. Wiedziałem, że to właśnie ją zabierze. Nie dlatego, że była najładniejsza. Ani najmądrzejsza. Choć… była. Ale po prostu… miał taki wzrok. Jakby widział w niej coś, czego my nie widzieliśmy. Coś, czego nikt nie powinien widzieć w dwunastoletnim dziecku.
Kiedy wypowiedział jej imię, po prostu się uśmiechnął. Ale nie tak zwyczajnie, po ludzku – raczej jak wilk, który właśnie dopadł swoją ofiarę.
Ten obraz zostanie ze mną na zawsze.
0 Komentarze