Header Background Image

    Było już dobrze po dwudziestej, kiedy dotarli do prestiżowej dzielnicy Hannam-dong, Yongsan-gu. Ich Aston kierował się do Nine One Hannam, luksusowego kompleksu apartamentów, usytuowanego w samym sercu miasta, niedaleko rzeki Han i góry Namsan. To Beverly Hills Korei — pomyślała So-you. Dziewczyna wiele czytała o tym miejscu w Internecie i magazynach o celebrytach. Mówiło się, że to tutaj gwiazdy K-popu, takie jak BTS czy słynny G-Dragon, mają swoje apartamenty.

    Kiedy samochód wjechał do podziemnego parkingu, dziewczyna nie mogła powstrzymać nerwowego śmiechu. Parkowali pomiędzy Bentleyem i jakimś klasykiem, którego marki So-you nie rozpoznała, ale bez wątpienia był to samochód o dużej wartości.

    — Nie boisz się, że zarysujesz? — zapytała, szeroko otwierając oczy, widząc, jak Tae-hyun mija zaparkowane Maserati niemal na centymetry.

    Mężczyzna tylko się uśmiechnął, wyłączając silnik.

    — Nie martw się, znam właściciela — powiedział z wyraźnym rozbawieniem, jakby czekał na to pytanie.

    — Kto to? — zapytała szczerze zaciekawiona.

    — To spadkobierca grupy Hwang — odparł z lekkim uśmiechem na twarzy.

    So-you spojrzała na niego, lekko przechylając głowę. Ta jasne — od razu zrozumiała podtekst.

    — Tak? A który z tych samochodów jest jego dziewczyny? — zapytała z figlarnym uśmiechem.

    — Zgadnij — powiedział, wyraźnie bawiąc się ich wspólną grą.

    So-you rozejrzała się wokół, po czym rzuciła dla żartu:

    — Ta żółta 911-ka?

    Tae-hyun uśmiechnął się szerzej.

    — Masz dobre oko, to jej Porsche.

    Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, a potem roześmiała się nerwowo, próbując zamaskować swoje zakłopotanie.

    — Ja żartowałam! — wyrzuciła z siebie, czując, jak policzki robią się czerwone. Świetnie, teraz pewnie myśli, że lecę na kasę — pomyślała sfrustrowana.

    — A ja mówiłem poważnie — jego uśmiech tylko się poszerzył. — Jako moja dziewczyna, choćby udawana, nie możesz jeździć autobusem czy metrem. Porsche pasuje do ciebie idealnie.

    Serio? — pomyślała, próbując ukryć zawstydzenie, ale jej rumieniec zdradził wszystko. Tae-hyun, przyzwyczajony do obserwacji ludzi, bez trudu to zauważył.

    Mężczyzna, czerpiąc niemałą satysfakcję z jej reakcji, postanowił jeszcze trochę podkręcić atmosferę.

    — Może żółty kolor ci nie odpowiada? Moja siostra ma czerwone, idealnie pasujące do twoich policzków — dodał z przekąsem. — Zadzwonię do niej i zapytam, czy może się zamienić… — zasugerował, wyciągając telefon i ostentacyjnie przeglądając listę kontaktów. — Soo-ah… O, jest Soo-ah Hwang.

    — W porządku, może być żółty! — krzyknęła So-you, wyrywając mu telefon z ręki i próbując zakończyć tę dyskusję.

    — Spokojnie — odparł spokojnym tonem, zadowolony z efektu, jaki udało mu się uzyskać. Następnie powoli podszedł do bagażnika i wyciągnął z niego szare pudło.

    — Zamkniesz, skarbie? — powiedział, wyraźnie zaskoczony, jak dobrze bawi się w jej towarzystwie.

    So-you przewróciła oczami.

    — Nie pajacuj.

    Ruszyli w stronę wind. Więc tak się bawią bogaci ludzie — pomyślała, kątem oka obserwując, z jaką łatwością niesie jej rzeczy.

    Kiedy dotarli pod drzwi apartamentu na piątym piętrze, Tae-hyun obrócił się w stronę So-you.

    — Wpisz kod, mam zajęte ręce — powiedział, lekko potrząsając pudłem.

    — Nie znam go. I… chyba nie chcę się w to wplątywać bardziej, niż to konieczne — stwierdziła lekko zakłopotana.

    — 9-5-1-1-0-8 — podał kod, całkowicie ignorując jej uwagę.

    Oczywiście, bo po co miałbyś mnie pytać o zdanie… — pomyślała, wciskając cyfry z wyraźnym niezadowoleniem.

    Weszli do środka, światło zapaliło się automatycznie, najpierw delikatnie, po czym stopniowo rozświetlając luksusowe wnętrze. So-you przez chwilę stała w progu, z szeroko otwartymi oczami. Apartament był ogromny, elegancki, ale urządzony w chłodnym, nowoczesnym stylu, bez śladu osobistych akcentów. Jak w muzeum — pomyślała. Widać, że nie mieszka tu żadna kobieta.

    Tae-hyun odłożył pudło na blat szafki przy wejściu.

    — Zapraszam — powiedział, lekko unosząc dłoń w kierunku salonu.

    So-you skinęła głową i powoli weszła do środka. Jej wzrok przyciągnęła nowoczesna kuchnia z wyspą z ciemnego granitu i minimalistycznymi szafkami w odcieniach jasnego drewna. Elegancki, stalowy okap zwisał nad blatem, a całość dopełniały panoramiczne okna.

    Usiadła ostrożnie na szarej kanapie z włoskiej skóry, czując, jak przestrzeń wokół niej zaczyna ją przytłaczać.

    Co ja tu właściwie robię? — zastanawiała się, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że znalazła się w świecie, do którego nie pasuje.

    Tae-hyun wcisnął przycisk na pilocie, sprawiając, że zasłony płynnie rozsunęły się, ukazując imponujący widok nocnego miasta.

    — Wow — wymsknęło się jej, kiedy kominek, znajdujący się obok dużego drewnianego stołu, automatycznie zainicjował delikatny płomień. Telewizor zmienił obraz na spokojne, górskie pejzaże, a z głośników popłynęła cicha, relaksująca muzyka.

    — Zawsze tak bajerujesz dziewczyny? — zapytała, próbując ukryć swoje onieśmielenie.

    — Jesteś pierwsza — odpowiedział spokojnie. — Oprócz siostry i matki nie zapraszałem tu innych kobiet.

    — Trudno mi w to uwierzyć — mruknęła z przekąsem. — Taki mężczyzna jak ty…

    — Chcesz kawy? — wtrącił jej w słowo, starając się zmienić temat.

    So-you, nieco wytrącona z toku swojej wypowiedzi, oznajmiła:

    — Wolę herbatę — odparła po chwili, prostując się lekko na kanapie.

    — Jaką?

    — Normalną.

    Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

    — Nie mam normalnej — odparł, spoglądając na swoją imponującą kolekcję herbat.

    — A jakie „nienormalne” masz? — powiedziała z przekąsem, powoli odzyskując pewność siebie.

    Tae-hyun przesunął wzrokiem po swojej imponującej kolekcji herbat, która zajmowała niemal całą szufladę. Przeciągnął palcem po etykietach słoiczków, starając się wybrać najlepszą opcję.
    Mężczyzna dbał o to, by zawsze być przygotowanym na każdą okazję. Jednak imponująca kolekcja nie była efektem jego własnych upodobań, lecz dziełem skrupulatnego asystenta Ji-hoona, który troszczył się o każdy detal — od najrzadszych odmian po estetyczne opakowania.

    — Mam zieloną matchę, oolong z gór Tajwanu, białą herbatę z Fujian, a także mieszanki z jaśminu, które świetnie relaksują po długim dniu — wyliczył, a potem spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. — Ale skoro ma być to coś specjalnego… co powiesz na coś naprawdę koreańskiego? Korzeń żeń-szenia?

    So-you popatrzyła na niego, niepewna, czego się może spodziewać.

    — Korzeń żeń-szenia? Czy to nie raczej zdrowotny napar niż herbata? — zapytała z lekkim wahaniem.

    Tae-hyun wyciągnął elegancki słoiczek z cienkimi plasterkami suszonego korzenia i uśmiechnął się lekko.

    — To jedno z najdroższych ziół w Korei. Ma mnóstwo właściwości zdrowotnych — poprawia koncentrację, wzmacnia odporność — ale zaparzony w odpowiedni sposób smakuje naprawdę świetnie.

    Mówiąc to, z precyzją i elegancją zalał plasterki gorącą wodą w czajniczku, przykrywając go specjalnym wieczkiem. Cały proces przypominał małą ceremonię — powolną, harmonijną i pełną skupienia.

    So-you obserwowała go uważnie. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że z każdą chwilą ta dziwna relacja zaczyna wciągać ją coraz bardziej. Coś za dobrze nam idzie — pomyślała z lekkim niepokojem.

    Po chwili kuchnię wypełnił intensywny, ziemisty zapach. Tae-hyun zlał napar do małej porcelanowej filiżanki i, patrząc dziewczynie w oczy, postawił ją przed nią.

    — Proszę — powiedział cicho. — Spróbuj. Ta herbata nie tylko rozgrzewa ciało, ale i duszę.

    So-you delikatnie podmuchała gorący napar, po czym upiła łyk. Smak był intensywny, głęboki, z lekko słodkawą nutą, której się nie spodziewała. Ciepło zaczęło rozchodzić się po jej ciele, a napięcie, które towarzyszyło jej przez cały dzień, powoli zaczęło ustępować.

    Tae-hyun obserwował ją uważnie, gdy zamknęła oczy, delektując się herbatą.

    Kim naprawdę jesteś, So-you? — zastanawiał się. Czy to wszystko to tylko zbieg okoliczności? Czy może jesteś główną rozgrywającą w grze mojej matki? Czuł, jak jego umysł miota się między wątpliwościami a fascynacją. A może… to twoja własna gra, w której to ja jestem pionkiem? — pomyślał, nerwowo obracając filiżankę w dłoniach.

    — Czy mogę być szczery? — zapytał Tae-hyun, niby od niechcenia, ale jego spojrzenie zdradzało napięcie i pewien niepokój. — Co łączy cię z przewodniczącą Hwang?

    So-you spojrzała na niego badawczo, trochę zdziwiona tym pytaniem.

    — Nie rozumiem, o co ci chodzi — odparła, próbując zrozumieć, o co tak naprawdę mu chodzi.

    — To wszystko wydaje się dziwnie powiązane. Spotykasz mnie w klubie, potem w łazience, a dzisiaj niby przypadkiem pojawiasz się w restauracji. To aż za dużo zbiegów okoliczności. Nie uważasz?

    So-you pokręciła głową, zirytowana jego podejrzliwością.

    — Jedyne, co łączy mnie z twoją matką, to ty — wyjaśniła spokojnie, odkładając filiżankę na stolik. — Przed tym wszystkim nawet jej nie znałam.

    Tae-hyun zmrużył oczy, jakby próbował doszukać się drugiego dna w jej słowach.

    — Przestań kłamać! — warknął i nagle nachylił się nad nią, kładąc dłonie na oparciu kanapy.

    So-you zamarła. Przez głowę przebiegło jej tysiąc myśli, a serce zaczęło bić jak szalone.

    — Ja naprawdę… ja nic nie wiem! — wyszeptała, próbując utrzymać kontakt wzrokowy. — Twoja matka… nas nic nie łączy!

    — Naprawdę? — powtórzył chłodno, nachylając się jeszcze bliżej, tak że teraz mogła poczuć jego oddech na swojej twarzy.

    So-you przełknęła ślinę i odruchowo zacisnęła pięści, przyciągając je do piersi.

    — Musisz mi uwierzyć. Nie planowałam tego. To nie żadna gra. Po prostu przypadkiem znalazłam się w środku tej całej farsy.

    — Nie mówisz poważnie — powiedział wolniej, lekko prostując się. W jego oczach błysnęło coś nieokreślonego, niepewność, a może rozczarowanie.

    — Jestem So-you Choi, twoja matka mnie wynajęła, abym cię uwiodła, wyszła za ciebie i miała z tobą trójkę… nie, czwórkę cudownych dzieci. Zadowolony?! — wykrzyknęła, po czym odepchnęła go z całych sił, choć jej dłonie ledwo poruszyły jego sylwetkę.

    Tae-hyun bez słowa cofnął się, prostując plecy, po czym zrobił kilka nerwowych kroków. Przesunął dłonią po włosach i przygryzł dolną wargę.

    — Nie mówisz poważnie.

    — Nie, ale czyż nie to chciałeś usłyszeć? — skwitowała go So-you, wyraźnie sfrustrowana.

    Mężczyzna podrapał się po karku, nerwowo przestępując z nogi na nogę.

    — Przepraszam, chyba trochę mnie poniosło.

    So-you zmarszczyła brwi i ostentacyjnie założyła ręce na piersi.

    — Przyjmę twoje przeprosiny, ale jeżeli jeszcze raz będziesz mnie o coś niesłusznie oskarżał, to odejdę i wszystkim powiem, że nasz związek to fikcja wymyślona przez ciebie.

    Tae-hyun skinął głową, ale zanim zdążył coś powiedzieć, zadzwonił telefon.

    — Przepraszam, to z pracy. Muszę odebrać. — Westchnął ciężko, po czym przyłożył telefon do ucha.

    — Co jest? — powiedział z lekkim zniecierpliwieniem do słuchawki.

    So-you odwróciła wzrok, próbując dojść do siebie po intensywnej wymianie zdań. Drań — pomyślała, wykrzywiając usta w przesadzonej imitacji jego tonu i min, dobrze wiedząc, że jest zbyt zajęty rozmową, by to zauważyć.

    — …Tak, rozumiem. Zaraz będę — powiedział w końcu, kończąc rozmowę.

    — Muszę pojechać na spotkanie. To ważna sprawa. Będę późno, więc nie czekaj na mnie.

    — Nie zamierzałam — odburknęła dziewczyna, wciąż jeszcze zła za to, co o niej myślał.

    Mężczyzna zignorował jej uwagę i, jak gdyby nigdy nic, skierował się w stronę wyjścia.

    — Pokój gościnny jest twój — rzucił przez ramię, zamykając za sobą drzwi.

    So-you wzięła głęboki oddech i opadła na kanapę. Mam dość — westchnęła, zamykając oczy. W jej głowie kotłowało się tysiąc myśli, ale żadna z nich nie przynosiła rozwiązania. Powinnam stąd iść. Im szybciej to zrobię, tym lepiej. Ale dokąd? Na razie powinnam tu zostać i wszystko sobie na spokojnie przemyśleć — argumentowała sama przed sobą. A co, jeśli on znowu…

    Z natłoku myśli wyrwał ją głośny, krótki dźwięk telefonu. Spojrzała na ekran wiadomości:

    „Żyjesz?! Może łaskawie się odezwiesz? Umieram z ciekawości. Min-ji, jakbyś zapomniała, jeszcze do niedawna twoja najlepsza przyjaciółka.”

    So-you mimowolnie się uśmiechnęła. Wiadomość od Min-ji była jak powiew normalności w tym całym chaosie. Może jeszcze nie jest za późno, żeby wrócić do normalnego życia — przemknęło jej przez myśl, choć sama nie wierzyła w to, co właśnie przeszło jej przez myśl.

    So-you przez chwilę patrzyła na ekran telefonu, zanim zebrała się na odwagę, by oddzwonić. Czuła, jak napięcie znowu w niej narasta. Min-ji zaraz mnie opieprzy za to, że nie odbierałam — pomyślała, biorąc głęboki oddech.
    Wybrała numer i włączyła tryb głośnomówiący.

    Po kilku głośnych sygnałach w słuchawce rozległ się głos Min-ji, wyraźnie pełen pretensji.

    — No nareszcie, łaskawie zadzwoniłaś! — usłyszała natychmiast, zanim zdążyła się przywitać. — Dlaczego nie odbierałaś? Już myślałam, że coś ci się stało! Wszystko w porządku? Gdzie jesteś?

    — Przepraszam — odpowiedziała nieco zrezygnowana, bo i tak wiedziała, że nie uniknie przesłuchania.

    — Nie przepraszaj, tylko gadaj, co i jak — powiedziała Min-ji, wyraźnie obrażona na przyjaciółkę.

    — Miałam trochę pilnych spraw — zaczęła niepewnie So-you.

    — Pilnych spraw? Dziewczyno, olałaś rekrutację, a potem zniknęłaś! — Min-ji nie kryła złości, choć pod warstwą gniewu dało się wyczuć autentyczną troskę. — Masz pojęcie, jak się martwiłam?

    — Sorry — So-you czuła narastające wyrzuty sumienia. — Ale wszystko potoczyło się inaczej, niż planowałam.

    — Mów mi tutaj wszystko, bez owijania w bawełnę.

    So-you zawahała się. Wiedziała, że musi powiedzieć coś na tyle wiarygodnego, żeby uspokoić Min-ji, a na tyle absorbującego jej uwagę, żeby nie wspomniała o Tae-hyunie.

    — To przez zarządcę Kima — powiedziała ze smutkiem w głosie. — Wyrzucił mnie z mieszkania. — Dodała po chwili, dając jej słowom czas, aby odpowiednio wybrzmiały i wywołały pożądaną reakcję.

    — Wyrzucił cię?! To drań! — wybuchła Min-ji. — I co teraz?

    — Nic. Kazał mi szybko zabrać rzeczy, inaczej bym wszystko straciła — powiedziała, starając się brzmieć przekonująco.

    — Oddał ci rzeczy? — zapytała nieco zdziwiona Min-ji. — Myślałam, że ten człowiek nie ma sumienia.

    — No co ty, on prawie mnie wyrzucił jak zwykłego śmiecia. Byłam kompletnie rozbita, gdyby nie Tae-hyun… — wyrwało się So-you, zanim zdążyła ugryźć się w język.

    Zapadła chwila niezręcznej ciszy.

    — Tae-hyun Hwang? Dyrektor generalny Hwang? — Min-ji niemal zakrztusiła się wodą, którą właśnie popijała, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. — Więc to prawda, co mówił Jun-ho. — wycedziła po chwili, odkaszlnęła, próbując pozbyć się resztek wody, które utknęły jej w gardle.

    — Nie wyciągaj pochopnych wniosków — zaprotestowała So-you. — W każdym razie to nie do końca jest to, co myślisz.

    — Akurat — zarechotała Min-ji. — Opowiadaj wszystko natychmiast! Co cię z nim łączy?

    So-you wzięła głęboki oddech. Co ja jej powiem? — gorączkowo szukała w głowie jakiejś wiarygodnej wersji wydarzeń.

    — Cóż… on po prostu mi pomógł — powiedziała w końcu.

    — Z czym? — zapytała natychmiast, nie dając jej szansy na unik.

    — Ze wszystkim — odparła wymijająco. — W każdym razie sytuacja jest już opanowana.

    — No jasne, nie zbywaj mnie — Min-ji pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć w tę wymówkę. — Masz chłopaka, o którym nie chcesz mi powiedzieć, a zarządca wyrzucił cię z mieszkania?

    — Już się przeprowadziłam. Nie martw się — próbowała ratować sytuację So-you.

    — Już? Ej, to gdzie ty teraz mieszkasz?

    — U niego w domu — przyznała niechętnie.

    — U niego!? — Min-ji niemal krzyknęła. — U pana Kima?!

    — Zwariowałaś! — So-you aż podskoczyła na kanapie. — Jestem u Tae-hyuna.

    Min-ji wybuchnęła śmiechem.

    — No to wszystko jasne! A ja się tu zamartwiam, a ty sobie randkujesz!

    — To nie tak, jak myślisz — westchnęła So-you, choć sama nie była już tego taka pewna.

    — Jasne, jasne. Mówisz do dyrektora generalnego na ty, w firmie widzieli, jak razem wsiadaliście do jego auta, teraz mówisz mi, że zamieszkałaś u niego, ale to nie jest to, co mi się wydaje?

    So-you przewróciła oczami.

    — Posłuchaj, obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz, dobrze?

    — Jestem twoją najlepszą przyjaciółką, czy nie?

    — Jesteś, ale Tae-hyun prosił… — przerwała, czując, że zdradziła więcej, niż chciała.

    — Rozumiem, teraz rozumiem — zaśmiała się triumfalnie Min-ji, uderzając jednocześnie dłonią w udo. — To ewidentnie miłość.

    — Co ty za bzdury wygadujesz?!

    — To oczywiste. So-you, znamy się tyle lat i jeszcze nigdy nie postawiłaś faceta ponad naszą przyjaźń. To jasne, że jesteś zakochana na zabój.

    — Min-ji, błagam cię, poukładam to sobie wszystko i umówimy się tam, gdzie zwykle, na Tteokbokki i soju, ja stawiam.

    — Okej, gołąbeczki. Zgadzam się, ale jeśli pominiesz jakiekolwiek szczegóły, wiesz, że ci tego nie daruję.

    So-you uśmiechnęła się pod nosem.

    — Obiecuję.

    — Trzymam cię za słowo.

    — Na razie, cześć, pa — przerwała jej So-you, czując, że musi zakończyć tę rozmowę, zanim zrobi się zbyt niekomfortowo.

    Co za dzień… — pomyślała, odkładając telefon. Pomasowała kark, próbując rozluźnić napięte mięśnie. Muszę się zrelaksować — pomyślała, biorąc łyk herbaty. Zimna. — skrzywiła się lekko.

    — Nawet herbata nie dała rady — mruknęła pod nosem z lekkim uśmiechem.

    Wstała z kanapy i przeciągnęła się.

    — Czas na długi, gorący prysznic — powiedziała do siebie, rozglądając się po apartamencie. — Tylko najpierw muszę znaleźć łazienkę.

    0 Komentarze

    Uwaga! Twój komentarz będzie niewidoczny dla innych gości i subskrybentów (z wyjątkiem odpowiedzi), w tym dla Ciebie po okresie karencji.
    Uwaga