Header Background Image

    So-you zmierzała powoli w kierunku swojego mieszkania, czując, jak zmęczenie całego dnia zaczyna odciskać piętno na jej ciele. Deszcz, który zaczął padać wcześniej, zamienił i tak już dość ponure okoliczne ulice dzielnicy Guro-dong, Guro-gu, w wilgotną dżunglę, pogarszając jej i tak już kiepski nastrój.

    Dziewczyna szła powoli, pogrążona w myślach o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu. Wielokrotnie odtwarzała sobie w głowie ten incydent z dyrektorem generalnym, kiedy kopnęła go w krocze. Co, jeśli to przekreśli moje szanse? – zastanawiała się. Przecież tak bardzo zależało jej na tej pracy. Wiedziała, że jutrzejsza rozmowa kwalifikacyjna może być jej jedyną szansą na przerwanie spirali długów, wynajęcie większego mieszkania z dodatkowym pokojem dla schorowanej matki. Tak bardzo chciała odpłacić jej za te wszystkie lata, kiedy pracując po kilkanaście godzin dziennie, umożliwiła jej stać się wykształconą i pewną siebie młodą kobietą.

    Nieco przytłoczona tymi faktami, szła w stronę swojego mieszkania znajdującego się na obrzeżach przemysłowej dzielnicy Seulu. Surowy i przygnębiający klimat tej okolicy emanował z każdego zakątka. Otoczone starymi, wielopiętrowymi budynkami z lat 70. i 80., ulice były dalekie od luksusu, który znała z Gangnam. Wąskie, zaniedbane drogi, pełne kałuż, tworzyły mroczny labirynt, który w deszczowej pogodzie wydawał się jeszcze bardziej przygnębiający.

    Mieszkańcy Guro-dong to głównie pracownicy fizyczni, oraz osoby o niskim statusie materialnym, dla których codzienna walka o przetrwanie była normą. Sklepy spożywcze z małym asortymentem, zakurzone lokale usługowe i małe, rodzinne restauracje o wątpliwej renomie wypełniały tę dzielnicę, nadając jej specyficzny charakter, w którym codzienność przeplatała się z nieustającym hałasem ruchliwych ulic.

    Jej jasnobrązowy płaszcz przeciwdeszczowy, który jeszcze rano wydawał się idealny, teraz przesiąkł wodą i stracił cały swój urok. Było już po osiemnastej, ciężkie deszczowe chmury zebrały się nad Seulem, zasłaniając całe niebo. Widok ten dawał nieodparte wrażenie, jakby pomimo dość wczesnej pory zmrok powoli zaczynał zapadać, sprawiając, że miasto wyglądało jeszcze bardziej ponuro.

    Kiedy zbliżyła się do budynku, w którym mieszkała, zauważyła znajomy samochód zaparkowany tuż przed wejściem. Serce zaczęło jej bić szybciej. Jeszcze tego brakowało, — dziewczyna skrzywiła się na samą myśl o konfrontacji. To był samochód pracownika właściciela budynku, pana Kima, który zbierał czynsz od lokatorów. Przez głowę przeleciały jej setki myśli. To dzisiaj, — dziewczyna postukała się ręką w czoło. Zupełnie o tym zapomniałam. Jeśli znowu powiem, że nie mam na czynsz, na pewno mnie wyrzuci.

    Nerwowo rozejrzała się dookoła, szukając alternatywnej drogi do swojego mieszkania. Zobaczyła schody przeciwpożarowe po drugiej stronie budynku, które wydawały się jej jedyną nadzieją. Muszę spróbować – pomyślała, ignorując deszcz, który zaczął padać jeszcze mocniej. Nie miała innego wyjścia, dzisiaj mijał termin, a zalegała już za dwa poprzednie miesiące. Pan Kim doskonale zdawał sobie z tego sprawę, więc jedyną opcją, aby uniknąć eksmisji, była ta niebezpieczna wspinaczka.

    Schody te definitywnie lata świetności miały już za sobą, ich całkowicie przerdzewiała konstrukcja skrzypiała przy każdym kroku dziewczyny. Cienkie, wąskie stopnie pokryte były mieszaniną resztek roślin, śmieci i pyłu, które pod wpływem deszczu stały się śliskim szlamem. Po bokach sterczały wygięte balustrady, które dawno straciły swoją stabilność, a zimny wiatr hulał pomiędzy szczeblami, niosąc ze sobą krople deszczu.

    Dziewczyna przemykała po ciemnych, mokrych schodach, stawiając kroki możliwie najciszej. Jej mieszkanie było na czwartym, ostatnim piętrze. Każdy dźwięk mógł zdradzić jej obecność, więc poruszała się ostrożnie, choć nie było to łatwe. Mam nadzieję, że dotrę na górę i się nie zabiję – pomyślała.

    Serce waliło jej jak młot, a dłonie drżały. — A niech to,— mruknęła, gdy niemal potknęła się o mokry stopień.

    Wiatr hulał przez szczeliny, potęgując zimno i lęk. — Cholera, — zaklęła, gdy znów się poślizgnęła. To jest chore.

    Każdy krok trwał wieczność. Czy naprawdę musiałam się w to wpakować? Dlaczego dziś wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie? – pytała siebie, próbując nie panikować.

    Jej nogi były ciężkie jak ołów, a stopnie zdawały się coraz bardziej strome. Nie mogę sobie pozwolić na błąd. Dam radę – powtarzała, zaciskając zęby.

    W końcu dotarła na swoje piętro. Okno w kuchni, które nigdy się dobrze nie domykało, było jej jedyną opcją. — Błagam, żeby tylko się nie zacięło, — wyszeptała, dodając sobie otuchy.

    Dziewczyna lekko i z wielką ostrożnością nacisnęła na framugę okna, starając się, żeby nie zgrzytnęło zbyt głośno. Chyba się udało, — pomyślała z ulgą, wślizgując się do środka.

    Przez chwilę siedziała po ciemku, nasłuchując, czy ktoś zauważył jej wejście. Serce biło jej jak szalone, a dźwięk deszczu uderzającego o okna wydawał się coraz bardziej intensywny. Tylko spokojnie, pomyślała, próbując złapać oddech.

    Jej mieszkanie, choć niewielkie, dawało poczucie bezpieczeństwa. Składało się z jednego pokoju pełniącego funkcję sypialni, salonu i kuchni oraz małej łazienki. Mimo skromnego wyposażenia, panował tam porządek i przytulna atmosfera. Na półce nad łóżkiem stało kilka książek, a ściany zdobiły zdjęcia z matką, przyjaciółką i rodzinnymi krajobrazami. Mieszkanie przy Guro 4-dong 7-gil (구로4동7길) nie należało do najgorszych w tej okolicy. Bliskość metra i dobrze rozwinięta infrastruktura z lokalnymi sklepami, restauracjami i przystankami autobusowymi przyciągały pracowników fabryk i młodych ludzi z mniej zamożnych rodzin szukających przystępnych cenowo lokali w Seulu.

    Usłyszała kroki na korytarzu i stłumione głosy. Zamarła w bezruchu, to był pan Kim, który tłumaczył się komuś przez telefon.

    – Tak, tak, rozumiem – słyszała przez drzwi. – Nie, nie ma jej w domu. Oczywiście, ściągnę zaległy czynsz. Jeśli nie zapłaci, będziemy musieli ją wyrzucić.

    Serce So-you zamarło. Muszę być cicho – pomyślała, starając się opanować drżenie ciała. Nie wiedząc, co robić, wyciągnęła telefon i wybrała numer Min-ji.– Min-ji, on tu jest – wyszeptała So-you jak tylko odebrała przyjaciółka.– Kto taki? – zapytała zaniepokojona Min-ji.– Pan Kim. Jest na korytarzu. Co mam robić?

    – Spokojnie, So-you – głos Min-ji był cichy, ale stanowczy. – Musisz siedzieć cicho i nie zdradzać swojej obecności. Jeśli zauważy, że jesteś w domu, będziesz musiała go wpuścić, a wtedy… kto wie, jak to się skończy. – Przerwała na moment. – Ile zalegasz?

    – Dwa czynsze… no, z dzisiejszym to już trzy – odpowiedziała drżącym głosem So-you. – Nie wiem, co robić. Panikuję.

    – Weź się w garść kobieto! – odparła Min-ji stanowczo. – Oddychaj głęboko. Wiem, że to trudne, ale musisz być silna. Skup się na tym, żeby nie zdradzić swojej obecności. On pewnie zaraz odejdzie.

    So-you przełknęła ślinę, próbując opanować drżenie głosu.– Dobrze. Postaram się. Dzięki.

    Rozmowa dodała jej odrobiny otuchy, ale nie zdołała całkowicie uspokoić. Siedziała bez ruchu, wsłuchując się w odgłosy dochodzące z korytarza. Po chwili usłyszała, jak zarządca budynku kończy rozmowę telefoniczną i zaczyna schodzić po schodach, przeklinając cicho pod nosem. Dziewczyna poczuła ulgę, ale dalej musiała być czujna. Może jeszcze tu wrócić – przemknęło jej przez myśl. Ostrożnie podeszła do okna i delikatnie odsunęła firankę. W tej samej chwili mężczyzna odwrócił się i spojrzał w stronę budynku. Odruchowo cofnęła się w głąb pokoju, kryjąc się w mroku. Mam nadzieję, że mnie nie zauważył – pomyślała, czując, jak serce wali jej jak młotem. Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Dlaczego jeszcze tam stoi? Czy mnie zobaczył? – te myśli nie dawały jej spokoju. Dopiero gdy dostrzegła, jak zarządca odjeżdża, odetchnęła z ulgą.

    Jeszcze nie zapaliła światła. Poczekam trochę dłużej, tak dla pewności – zdecydowała. Bała się, że mężczyzna, który na pewno miał do czynienia z trudnymi lokatorami, może wrócić i sprawdzić, czy próbowała go przechytrzyć. Dopiero po trzech kwadransach uznała, że pan Kim już nie wróci. Poczucie ulgi stopniowo rozluźniało napięcie w jej ciele. Na razie się udało – pomyślała, ale wiedziała, że to tylko tymczasowe rozwiązanie.

    Spojrzała na zegar wiszący niedaleko kuchennej szafki – dochodziła dwudziesta. Gdy już trochę się uspokoiła i emocje zaczęły opadać, nagle usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Znieruchomiała.To niemożliwe… – pomyślała, a serce zabiło jej mocniej.Ktoś przyszedł o tak późnej porze? — Wzdrygnęła się na myśl, że to może być pan Kim. — Przechytrzył mnie – szepnęła przerażona.

    Stała przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w drzwi, jakby miały zaraz same się otworzyć. Dzwonek rozbrzmiał ponownie, głośniejszy, bardziej natarczywy. Powietrze w pokoju zdawało się gęstnieć, a cisza między kolejnymi dźwiękami tylko potęgowała napięcie. I tak już pewnie widział światło — uznała, podchodząc ostrożnie do drzwi. Uchylając je, czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Przez szparę dostrzegła sylwetkę mężczyzny, jej oczy rozszerzyły się niczym dwa małe spodki.
    — Nie, tylko nie on!

    0 Komentarze

    Uwaga! Twój komentarz będzie niewidoczny dla innych gości i subskrybentów (z wyjątkiem odpowiedzi), w tym dla Ciebie po okresie karencji.
    Uwaga