Header Background Image

    So-you i Tae-hyun, opuściwszy restaurację, wsiedli do firmowego vana.

    — Do firmy — powiedział krótko Tae-hyun, zwracając się do kierowcy.

    Mężczyzna skinął głową i natychmiast ruszył w stronę siedziby Hwang Group. Deszcz wciąż lał strumieniami, uderzając o szyby pojazdu rytmicznym stukotem, który wypełniał ciszę panującą we wnętrzu. Światła mijanych samochodów rozmazywały się na mokrych szybach, tworząc kalejdoskop barw, a smukłe sylwetki budynków odbijały migotliwe neony miasta, nadając scenie melancholijny klimat.

    Oboje milczeli, pogrążeni we własnych myślach. So-you siedziała sztywno, próbując opanować napięcie, które pulsowało w niej jak sprężyna, gotowa w każdej chwili wystrzelić i przejąć nad nią kontrolę.

    Droga między restauracją a siedzibą grupy była stosunkowo krótka, ale So-you miała wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność. Zerknęła na Tae-hyuna, który na pierwszy rzut oka siedział spokojny, ale jego dolna, przygryziona warga zdradzała wewnętrzny niepokój i skupienie.

    Co ja w ogóle robię? — pomyślała, spuszczając wzrok. To wszystko zaczyna być coraz bardziej skomplikowane.

    Gdy van zbliżył się do siedziby Hwang Group, auto zatrzymało się przed wejściem, gdzie czekał już ochroniarz z parasolem.
    — Jesteśmy — oznajmił Tae-hyun, zerkając na dziewczynę.

    Gdy wyszli na zewnątrz, chłodny wiatr zdołał przeniknąć przez cienką tkaninę jej ubrań. So-you wzdrygnęła się z zimna, co nie umknęło jego uwadze. Mężczyzna zdjął z siebie wełniany płaszcz i bez słowa zarzucił go na jej ramiona.
    — Nie chcę, żebyś się rozchorowała — rzucił z pozorną obojętnością, nie patrząc na nią.
    — Dziękuję — szepnęła, nieco zaskoczona jego nieoczekiwaną troską ukrytą pod warstwą chłodnego profesjonalizmu.
    — Nie ma sprawy — odparł tonem pozbawionym emocji, jakby ten gest był dla niego czymś całkowicie naturalnym i niewartym uwagi.

    Dziewczyna odwróciła wzrok, starając się ukryć lekkie zakłopotanie. Muszę poukładać to wszystko w głowie. Najpierw mieszkanie… potem cała reszta. Myśli kłębiły się w jej głowie, a serce biło szybciej, gdy ukradkiem spojrzała na mężczyznę idącego tuż obok. Przystojny… — przemknęło jej przez myśl, ale zaraz zganiła się za tę słabość. To nie był czas ani miejsce na takie rozważania.

    Tae-hyun wychwycił ten subtelny uśmiech na jej twarzy. Miał wprawne oko — lata biznesowych negocjacji i obserwowania ludzkich reakcji nauczyły go czytać mowę ciała z niemal chirurgiczną precyzją. Jego analityczny umysł natychmiast zaczął pracować na najwyższych obrotach. Dlaczego się uśmiechnęła? Bawi ją to? A może to jakaś pułapka zastawiona przez matkę? — pytania mnożyły się w jego głowie, tworząc coraz bardziej skomplikowane scenariusze, z których żaden nie dawał jednoznacznych odpowiedzi.

    Czy to kolejna intryga matki? — pomyślał, przygryzając dolną wargę — gest, który robił niemal odruchowo w sytuacjach, gdy mierzył się z problemem wymagającym wyjątkowej ostrożności. To był jego niechciany nawyk, zdradzający więcej, niż by chciał. Przyjaciele, rodzina i bliscy współpracownicy dobrze wiedzieli, co on oznacza — znak, że Tae-hyun mierzy się z czymś, co wywołuje w nim wewnętrzny konflikt lub stawia przed trudnym wyborem.

    Mimo starań, by ten nawyk wykorzenić, od lat pojawiał się w najmniej oczekiwanych momentach, zwłaszcza podczas skomplikowanych negocjacji. Kilkukrotnie zdarzyło mu się przez to odsłonić słabość przed bardziej wytrawnymi graczami, którzy potrafili czytać z mowy ciała jak z otwartej książki. To właśnie przez tę swoją słabość zdarzało mu się tracić przewagę — dlatego od tamtej pory próbował nad tym zapanować. Teraz jednak, zaskoczony nagłym przypływem niepewności, powrócił do tego gestu niemal nieświadomie.

    Szybko zdał sobie z tego sprawę i niemal odruchowo poluzował napięcie szczęki. Czy ona to zauważyła? Czy zrozumiała? — tego nie był pewien. I właśnie to poczucie niepewności drażniło go najbardziej.

    Podeszli pod główne wejście. Przed nimi stał seledynowy Aston Martin, lśniący w świetle ulicznych latarni. Samochód wydawał się niemal nierealny w swojej doskonałości, niczym wyjęty z jakiegoś luksusowego magazynu — błyszczący, perfekcyjny, przyciągający wzrok nawet najbardziej obojętnych przechodniów.

    Ji-hoon uniósł brew, nieco zaskoczony widokiem So-you u boku przyjaciela.
    — To znowu ty — rzucił z lekkim uśmiechem. — Czy nie mówiłaś ostatnio, że nic cię z nim nie łączy?

    So-you lekko się zarumieniła, ale nie dała się zbić z tropu.
    — Cóż, niektóre rzeczy po prostu się dzieją — odpowiedziała z lekką przekorą w głosie.

    — Nie męcz jej — rzucił Tae-hyun. — Jesteśmy po bardzo wyczerpującej rozmowie z przewodniczącą.

    — Naprawdę? Więc wy na serio jesteście parą? — Zmrużył oczy, przyglądając mu się badawczo.

    — A co myślałeś, że tylko udajemy? — zapytał z lekkim sarkazmem.

    Ji-hoon chciał już odpowiedzieć na jego przytyk, ale powstrzymał się**,** bo właśnie wybiła osiemnasta i z budynku zaczęli wychodzić pracownicy, kończący swoje dzisiejsze obowiązki. Ich spojrzenia natychmiast powędrowały ku dyrektorowi generalnemu i tajemniczej kobiecie. Kilka osób zwolniło kroku, by przyjrzeć się scenie, a szeptane komentarze rozniosły się po tłumie niczym ogień w suchym lesie.

    — Kto to? — zapytał cicho jeden z pracowników, wbijając wzrok w So-you.
    — Słyszałem, że jakaś kobieta pojawiła się ostatnio w biurze i zrobiła spore zamieszanie — dodał inny.
    — To na pewno ona — stwierdziła kobieta pracująca na recepcji. — Obsługiwałam ją wczoraj.

    Tae-hyun dostrzegł rosnące zainteresowanie, ale tylko uniósł kącik ust w lekkim, niemal drwiącym uśmiechu. Bardzo dobrze, niech matka myśli, że wszystko ma pod kontrolą.

    — Plotki rozejdą się w sekundę — ostrzegł Ji-hoon. — Jesteś pewien, że ta demonstracja to był dobry pomysł?
    — Nie mam nic do ukrycia — odpowiedział Tae-hyun, teatralnie otwierając drzwi pasażera.

    So-you wsiadła do samochodu, starając się ukryć zdenerwowanie. Gdy mężczyzna nachylił się, by zapiąć jej pas bezpieczeństwa, ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Dziewczyna poczuła jego zapach — subtelny, elegancki, z nutą cytrusów i cedru — ale nie odważyła się spojrzeć mu w oczy. Zamiast tego wstrzymała oddech, czując, jak serce przyspiesza.

    Tae-hyun dostrzegł ten moment zawahania. W jego oczach błysnęła iskra wyrachowania. Dobrze. Niech wygląda na to, że coś jest między nami — pomyślał chłodno. Nieco wolniej, niż to było konieczne, przesunął ręką po zapięciu pasów, jakby chciał podkreślić bliskość między nimi. Wiedział, że z zewnątrz ta scena musi wyglądać dwuznacznie — a na tym mu właśnie zależało.

    Mimo kamiennej twarzy jego umysł pracował na pełnych obrotach. Ale co, jeśli matka to zaplanowała? — przebiegło mu przez głowę. Może ta dziewczyna z nią współpracuje?

    Spojrzał kątem oka na So-you. Wydawała się spięta, próbując opanować drżenie rąk, którymi kurczowo trzymała pasek torebki. Albo świetnie udaje, albo naprawdę nie ma pojęcia, w co się wpakowała.

    — Pas zapięty — rzucił chłodno, prostując się i odwracając wzrok.

    Z zewnątrz sytuacja wyglądała niemal intymnie — zbyt bliska, by pracownicy mogli ją zignorować.

    Idealnie — pomyślał Tae-hyun. Niech te plotki rosną w siłę. To da mi czas na odkrycie, o co tu naprawdę chodzi.

    Wsiadł do auta. Delikatnie pociągnął drzwi, które automatycznie dociągnęły się do końca, emitując cichy klik.

    Włączył silnik. Niskie, basowe mruczenie Astona przerwało niezręczną ciszę.

    — Gotowa? — rzucił, nie patrząc na dziewczynę.

    So-you skinęła głową, choć wiedziała, że nie spodziewa się od niej odpowiedzi. Jej myśli błądziły gdzieś między niepewnością a fascynacją tym mężczyzną, który wydawał się jednocześnie bliski i całkowicie poza jej zasięgiem.

    Wnętrze Astona było luksusowe i eleganckie, wykończone najwyższej jakości skórą i karbonem. Chromowane detale lśniły w delikatnym świetle paneli kontrolnych. So-you czuła się nieco przytłoczona tym otoczeniem. Nigdy wcześniej nie siedziała w tak luksusowym samochodzie. Dotyk miękkiej, skórzanej tapicerki był niemal surrealistyczny, a zapach nowego auta potęgował jeszcze bardziej ten efekt.

    — To… bardzo luksusowe auto — rzuciła, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie oczywistości niż błyskotliwy komentarz.

    Tae-hyun nie odpowiedział. Przez chwilę jechali w ciszy. Dziewczyna patrzyła przez okno, obserwując światła miasta odbijające się w lśniącej karoserii auta. W jej głowie wciąż kłębiły się pytania: Co ja tu do cholery robię? Jak mogłam się w to wpakować?

    Samochód cicho przecinał ulice Seulu, a napięcie pomiędzy nimi było niemal namacalne — gęste i ciężkie jak deszczowe chmury wiszące nad miastem.

    Oboje co chwilę zerkali na siebie ukradkiem, aż w końcu So-you nie wytrzymała.

    – Naprawdę? Musiałeś zrobić taki show przed wszystkimi swoimi pracownikami? – powiedziała wyraźnie poirytowana. – Jakby ten samochód nie rzucał się wystarczająco w oczy. – dodała z ironią, stukając wymownie palcem w deskę rozdzielczą.

    Tae-hyun westchnął ciężko, nie spuszczając wzroku z drogi przed nimi.

    – Moim zdaniem najlepszym sposobem na poradzenie sobie z tą sytuacją jest nieukrywanie jej przed światem – odparł spokojnie.

    – Myślałam, jak to wszystko odkręcić, a ty utwierdziłeś ich w podejrzeniach! – rzuciła z wyrzutem. – Jak to teraz naprawisz?

    – Posłuchaj, nie musisz mi ufać, ale musimy wypracować jakąś formę współpracy – powiedział, starając się brzmieć rzeczowo. – Na zewnątrz, przynajmniej przez jakiś czas, musimy udawać parę. Prywatnie… potraktuj to jak układ biznesowy.

    So-you westchnęła ciężko.

    – Nie wiem. Każda twoja decyzja zdaje się tylko wszystko komplikować.

    Tae-hyun nie odpowiedział. Ponownie pogrążyli się w myślach. Silnik mruczał jednostajnie, a deszcz cicho stukał o szyby, tworząc niemal hipnotyczny rytm.

    – Musimy jechać do mojego mieszkania. – powiedziała cicho, odwracając głowę w stronę okna, próbując powstrzymać łzy.

    Tae-hyun przytaknął, po czym zmienił temat:

    – Powiedz mi coś o sobie. Bo poza tym, że nieźle kopiesz – zażartował, nawiązując do sytuacji z firmowej łazienki – niewiele o tobie wiem.

    Dziewczyna lekko się zarumieniła.

    – Przepraszam za to. Naprawdę wtedy wyglądałeś jak zboczeniec – powiedziała zawstydzona, zdając sobie sprawę z niezręczności własnych słów. – Ale… nieźle całujesz – dodała szybko, próbując jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji.

    Tae-hyun uśmiechnął się lekko.

    – Cóż, tego akurat nie zamierzam kwestionować – odparł z udawaną skromnością.

    So-you poczuła, jak napięcie między nimi delikatnie słabnie. Nawet zabawny. Jednak szybko odsunęła od siebie tę myśl i skupiła się na postawionym przez niego pytaniu, choć w głowie wciąż kotłowały się myśli o ich nietypowym układzie.

    – Studiowałam ekonomię na Uniwersytecie Narodowym w Seulu i ukończyłam ją z wyróżnieniem. Moja specjalizacja to strategie finansowe. Przez ostatnie lata zdobywałam doświadczenie w analizie finansowej i zarządzaniu ryzykiem, pracując w różnych firmach.

    Zawahała się na moment.

    – Dziś miałam mieć rozmowę kwalifikacyjną w twojej firmie. Ale zamiast tego… zostałam twoją dziewczyną – dodała, ściszając głos.

    — To chyba lepsza praca? — rzucił z lekkim uśmiechem, ale szybko spoważniał, widząc jej minę.

    — To nie jest śmieszne! — wybuchła poirytowana. — Całe życie próbowałam radzić sobie sama. Pochodzę z małego miasteczka i od zawsze musiałam walczyć o swoje. Pracowałam ciężko, żeby skończyć studia, często dorabiając na pół etatu. Myślałam, że w końcu mam szansę na lepsze życie, ale teraz…

    — Teraz jesteś kobietą jednej z najlepszych partii w całej Korei, prawda…?

    — Skończ gadać bzdury! Mam dość, wysiadam. — Szarpnęła za klamkę, próbując otworzyć drzwi, mimo iż jechali prawie sześćdziesiąt kilometrów na godzinę.

    Tae-hyun, zaskoczony jej irracjonalnym zachowaniem, instynktownie nacisnął na hamulec.

    — Chcesz się zabić?! — krzyknął, gwałtownie chwytając dziewczynę za ramię.

    – Przepraszam – powiedział. – OK? Pomogę ci. Ale na razie musisz się uspokoić. — Jego głos złagodniał, choć jego serce waliło jak młot, a adrenalina wciąż pulsowała w żyłach. — Skupmy się na sprawie twojego mieszkania.

    Zerknął na zegarek i mocniej wcisnął gaz, zdeterminowany, by zdążyć, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli.

    Aston wydał z siebie niski, głęboki ryk silnika, który odbił się echem od ścian pobliskich budynków, podkreślając drzemiącą w nim moc, gotową uwolnić się przy najmniejszym muśnięciu pedału gazu.

    – Tae-hyun… – zaczęła So-you, ale przerwała, niepewna, jak ubrać swoje obawy w słowa. Jej głos drżał, czując, jak żołądek ściska się z nerwów. – Myślisz, że naprawdę uda nam się to wszystko rozwiązać? – zapytała w końcu, czując ciężar sytuacji, który przytłaczał ją coraz mocniej.

    Tae-hyun spojrzał na nią kątem oka, po czym ponownie skupił się na drodze.

    – Jestem przekonany, że damy radę, jeśli będziemy działać razem. Może ten układ nie jest idealny, ale jeśli oboje będziemy trzymać się planu, może uda się coś z tego wyciągnąć. Zresztą… – dodał, a na jego twarzy pojawił się delikatny, ledwo zauważalny uśmiech – czasem sytuacje, które wydają się beznadziejne, mogą nas zaprowadzić tam, gdzie nigdy się nie spodziewaliśmy. Kto wie?

    — Do czego zmierzasz? — zapytała z pozornym spokojem, choć wewnętrznie gotowała się z emocji.

    — Po prostu mówię, żebyśmy nie działali pod wpływem emocji. Trzeba na spokojnie się zastanowić i ułożyć jakiś plan.

    – Mam tylko nadzieję, że nie będzie gorzej – szepnęła, próbując nieco uspokoić wewnętrzny niepokój.

    Nagle ich rozmowę przerwał dźwięk telefonu. To Min-ji — pomyślała So-you, słysząc charakterystyczną melodię. Zawahała się, po czym odrzuciła połączenie.

    – Nie odbierzesz? – zapytał Tae-hyun, rzucając jej krótkie, ale uważne spojrzenie.

    – To Min-ji… Moja najlepsza przyjaciółka. Nie wiem, co jej powiedzieć – odpowiedziała cicho, chowając telefon do kieszeni.

    – Wiem, że to trudne, ale im mniej osób wie o tym układzie, tym lepiej. Jeśli zdradzisz jej prawdę… Cóż, nie będę mógł ci pomóc.

    So-you zacisnęła dłonie na kolanach, próbując opanować drżenie rąk.

    — To szantaż?

    — Nie, tylko warunek naszego układu. Nikt, powtarzam, nikt nie może wiedzieć, że nie jesteśmy prawdziwą parą.

    – Ale ona mnie zna. Wyłapie każde kłamstwo. Zawsze mówiłam jej wszystko. – Jej głos drżał z bezsilności.

    Tae-hyun westchnął ciężko.

    – Rozumiem, ale… — zawahał się na moment, szukając właściwych słów. — Napisz jej wiadomość, żeby się nie martwiła.

    So-you spojrzała na telefon i przez chwilę biła się z myślami. Nie mam wyjścia — z bólem serca napisała SMS-a.

    Gdy wysłała wiadomość, poczuła narastający niepokój. Jak długo dam radę udawać, że to wszystko jest prawdziwe? – pomyślała.

    – Dla ciebie to wszystko jest takie proste – odezwała się nagle. – Masz pieniądze, wpływy, pozycję. Możesz robić, co chcesz. A ja? Ja nie mam nic. Moja matka jest chora, nie mam pracy, nie mam nawet pieniędzy, żeby sprowadzić ją do Seulu, nie mówiąc o kosztach leczenia.

    Tae-hyun chwilę milczał, skupiając wzrok na drodze. Czuł ciężar jej słów, w jego umyśle kotłowały się pytania. Czy ona mówi prawdę? Czy może to tylko gra wyreżyserowana przez matkę? Jednak widząc łzy zbierające się w jej oczach, zaczął mieć wątpliwości.

    Jeśli ona kłamie, to robi to perfekcyjnie. Ale coś w jej oczach… te łzy wydawały się prawdziwe. Czyżby naprawdę potrzebowała pomocy?

    – Wiesz, co będzie, jak to wszystko się skończy? – kontynuowała. – Ty wrócisz do swojego wygodnego życia, a ja zostanę z niczym. Albo gorzej. Ludzie będą mnie kojarzyć jako byłą dziewczynę dyrektora generalnego. Plotki, komentarze, osądy… Nie znikną. Mogę stracić więcej, niż mam teraz.

    Tae-hyun zacisnął dłonie na kierownicy. Muszę być bardzo ostrożny.

    – Słuchaj – odezwał się po chwili. – Nie zamierzam cię zostawić. Dzięki temu układowi moja matka da mi spokój. A jeśli ty mi pomożesz, nie pozwolę, żebyś została z tym sama. Masz moje słowo.

    So-you spojrzała na niego, zaskoczona.

    – Naprawdę?

    – Naprawdę. Jutro porozmawiam z kierownikiem działu finansowego i zlecę mu, żeby cię zatrudnił. – Zawahał się na moment, jakby przewidywał możliwe komplikacje. – Ale jest jeden warunek. Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Zwłaszcza Min-ji. Jeśli się wygadasz, ten układ przestaje istnieć i zostajesz z tym sama.

    Czuła, jak w jej głowie pojawiły się tysiące pytań, ale zepchnęła je na bok, wiedząc, że to jej jedyna szansa.

    – Rozumiem – wyszeptała.

    Chwilę jechali w ciszy. Tae-hyun zerknął na GPS, po czym zwolnił, wjeżdżając w wąską, wilgotną od deszczu uliczkę.

    – Chyba jesteśmy na miejscu – powiedział, parkując samochód przy chodniku.

    Silnik zgasł, a So-you poczuła, jak żołądek ściska się z nerwów. Spojrzała na szary budynek, który dotychczas nazywała domem. Co teraz? Gdzie się podzieję? – zastanawiała się, jednak jedyną rzeczą, na której potrafiła się skupić, było miarowe bębnienie kropli deszczu o dach pojazdu.

    Nagle drzwi po jej stronie otworzyły się, a Tae-hyun wyciągnął rękę w jej stronę. Jego gest był pewny, niemal naturalny, a jednocześnie pełen delikatnej troski.

    – Zachowajmy pozory – powiedział spokojnym, ale zdecydowanym głosem, sprowadzając dziewczynę z powrotem na ziemię.

    So-you spojrzała na niego nieco zaskoczona. Przez chwilę wahała się, ale w końcu niepewnie chwyciła jego wyciągniętą dłoń. Tae-hyun uścisnął ją delikatnie, ale stanowczo, pomagając jej wysiąść z samochodu.
    — Nie zmoknij — powiedział, osłaniając ją parasolem.

    Razem ruszyli w stronę budynku, ramię w ramię, jakby naprawdę byli parą. Deszcz nie przestawał padać, a ich kroki odbijały się cichym echem w opustoszałej uliczce. So-you zatrzymała się tuż przed budynkiem, jej wzrok przesunął się po obdrapanych ścianach i zardzewiałej skrzynce na listy, która ledwo trzymała się na miejscu.
    To mój świat. Mały, szary i rozpadający się – pomyślała gorzko.

    – Chodźmy, chcę mieć już to za sobą – powiedziała, odwracając się do Tae-hyuna.

    – Jasne – odpowiedział krótko.

    So-you westchnęła ciężko i sięgnęła po klucze. Metalowy zamek zaskrzypiał, gdy przekręcała klucz. Przed wejściem do klatki schodowej zawahała się, odgarnęła włosy i ukradkiem starła łzę, która spłynęła jej po policzku.

    — Pospiesz się, nie mamy całego dnia – rzucił cicho Tae-hyun, próbując ukryć własne zniecierpliwienie.

    Szli teraz razem, ramię w ramię, powoli słuchając odgłosu własnych kroków, odbijających się echem w pustej klatce schodowej. Kiedy dotarli na czwarte piętro i stanęli przed drzwiami jej mieszkania, So-you poczuła, że serce bije jej szybciej, a przez głowę przemknęły tysiące czarnych scenariuszy.

    — Zaczynajmy to przedstawienie. — Powoli, drżącą dłonią, nacisnęła na klamkę.

    0 Komentarze

    Uwaga! Twój komentarz będzie niewidoczny dla innych gości i subskrybentów (z wyjątkiem odpowiedzi), w tym dla Ciebie po okresie karencji.
    Uwaga